Pete
|
Jak to czytam to jedna wielka masakra. Bardzo chciałem przyjechać, ale się chyba nawet dobrze złożyło... Podziwiam Was. Buba ma rację - jak my mogliśmy nazywać to coś na Krawcowy ekstremą ? Chyba teraz wszyscy się zrazili do zimy i najbliższy zlot na wiosnę?
|
||||||||||||||
|
dakOta
|
No to zostałam jeszcze ja.
Mieliśmy iść z Koconia, ale już w autobusie dostałam SMSa od Staszka, żeby raczej skrótem z Krzyżówki, bo na szlakach mnóstwo śniegu. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak mnóstwo. Postanowiliśmy zaufac Staszkowi i rzeczywiście ruszamy od Krzyżówki. Na trasie są jeszcze nikłe ślady chatara - szedł tamtędy ok. północy, więc zakładam, że te regularne smużki na śniegu to ślad po jego przejściu. Inaczej w ogóle nie trafiłabym i odpuścilibyśmy. Poczatkowo trasę przecierają Ola z Zuzią na zmianę, ja jako ostatnia pilnuję. Ale tak nie da rady. Zmieniamy się - idę na początek, momentami Ola mnie zmienia, czasem Zuzia. Achim śnieg ma po uda i to ta optymistyczniejsza wersja. Zuzia łączy sie z nim sznurkiem, idzie mu się chyba spokojniej dzięki temu. Ja skupiam sie tylko na tym, żeby iść, żeby trafić. Gdy w pewnym momencie orientujemy sie, że nie widać śladów Staszka - ... Co Wam będę mówić. Na szczęście połapałam sie, że akurat jesteśmy na takim ukształtowaniu terenu, że wiatr chwilowo je zawiał, po przejściu przez potoczek widać znów te smużki. Idziemy nie wiem, jak długo i nie wiem, ile jeszcze przed nami. Po drodze dostaję wiadomości o Pudelku - że wyszedł z Potrójnej, że się wrócił. Chyba nie wierzę, że przyjdzie. Później okaze się, że się bardzo myliłam. Gdy zmieniam Olę na prowadzeniu, a śnieg jest "zaledwie" powyżej kolan, myślę:"Uff, tylko tyle". I to powtarza się wielokrotnie. Ulgę sprawił nam widok kapliczki, potem drugiej. Dowód, że idziemy dobrze. A już widok pierwszej chaty na Gibasach... Od tego momentu do dotarcia do chaty Staszka upłynęło ok. pół godziny. Dotychczas szliśmy w zasadzie lasem i to jednak powodowało, że nie było tak ogromnych zasp. Natomiast na otwartym terenie jest jeszcze gorzej. Słyszę, że Ara szczeka, Staszek wychodzi przed chatę i widzi, że brniemy - wychodzi nam naprzeciw, torując nieco drogę, ale przede wszystkim wskazując, gdzie mniejsze zaspy. Bo na "normalnym" szlaku są już ponad metrowe (w nocy będą jeszcze gorsze). W chacie ulga taka, że niemal płaczę... Nawet sztywne z zimna i sniegu spodnie już mi tak nie przeszkadzają. Nie zdążyłam sie przebrać, gdy dociera Pudelek. A wiec jest zlot! Wychodzę przed chatę i nie wiem, jak mu pomóc, bo z którejkolwiek strony nie patrzeć - zaspy, zaspy, zaspy. Na szczęście radzi sobie, przebija się dość szybko. Radość! Ogarniamy się, rozwieszamy rzeczy, coś do jedzenia - czekamy. Kris o ile czekając na Berniego i Takiego1Gościa jeszcze jakoś sie odzywał, tak teraz już przestał. Nawet nie pamiętam, kiedy - chyba przed naszym dojściem dzwonił, ze chyba rezygnują. Niefajnie. Największy żal mam o to, że gdy już zeszli nie powiadomili nas. Może wszystkich innych tak, ale my nie mieliśmy wiadomości i też o nich się baliśmy. Pająk z Sabiną docierają. Nawet w niezłym stanie, radość jest duża. Teraz już tylko Xadze z ekipą kibicujemy. Robiąc przy okazji faworki i piekąc ciasto, tak sobie wymyśliliśmy. Jak to czekanie wyglądało, to wiadomo już z relacji innych. Achim nie chciał isć spać, zanim Xaga sie nie pojawi - a już ledwie trzymał sie na nogach. Ja jeszcze tylko dodam o strachu, o myślach, które się kotłowały. O poczuciu bezradności - nawet nie ma jak im pomóc. Zwłaszcza gdy zanika zasięg. Gdy Pająk rusza im naprzeciw to poczucie ulgi - że ktoś cos może zrobić - i złosć na samą siebie, że nie potrafię. I kolejne wiadomości - że nie mogą na siebie trafić. Że trafili na siebie, ale ślady zawiało. Że nie widzą ani nie słyszą nic od strony chatki. Wtedy z Sabiną przebijamy się nieco w stronę szlaku, żeby spróbować im dać znaki świetlne i dźwiękowe, ale nic z tego - nie słyszą ani nie widzą nas. Że... schodzą. W głowie myśli - już wzywac GOPR? Czekac jeszcze? I tak w kółko.Czekaliśmy do piątej z Pudelkiem. Nie wiedzieliśmy o telefonie Pająka do Sabiny i jeszcze rano - pierwsza myśl po przebudzeniu: Co z nimi? Chyba ok. 10tej Staszek mówi, że dotarli na Gałasie w nocy i że tam są. Więc już ulga. Cóż... Od wczoraj wiadomo, że schodzimy razem, że na Krzyżówkę, bo nie będziemy ryzykować. Staszek oferuje sie odprowadzić nas kawałek, "normalnie" to jest 15 min, a wczoraj przebijaliśmy sie ten kawałek jakies 2 godziny. Śnieg jest głębszy niż poprzedniego dnia, ale idziemy większa ekipą, idziemy w dół, jeszcze z pomocą, jeszcze pozostał wyraźny ślad naszego wczorajszego rycia.... Jest dobrze. W sumie schodzimy tylko jakieś 2 godziny. Na Krzyżowce postanawiamy dojść do Koconia, tam w knajpie urzadzić punkt zborny. Ekipa z Gałasiów jest wcześniej. Radość spotkania i szczęśliwie zakończonej przygody. Xaga, Renia, Darek, potem jeszcze Pająk - żebyście wiedziali, jak się o was bałam... W Suchej okazało się, że o godzinie 16tej nie było jeszcze expresów, które miały odjechać po 13tej. I nikt nic nie wie, nie mówi. Mercbus oczywiście zapakowany na full i wracamy na dworzec PKP. Na szczęście już powoli odblokowuje się wszystko, do Krakowa docieramy ok. 20tej. Cali i zdrowi. I mimo wszystko szcześliwi. Zuzia na widok śniegu w Krakowie reaguje: co tu tak mało...tu w ogóle nie ma śniegu! Przyznam sie do jeszcze jednego. Idąc z dziećmi w górę nie wiem, ile razy odmówiłam modlitwę do Anioła Stróża. Nie zawiódl... |
||||||||||||||
|
buba
|
kurcze to szkoda ze mnie nie bylo.. nie rozstaje sie z kompasem, nawet jak ide na spacer do lasu w olawie.. ot taki trwaly uraz psychiczny po jednym wyjezdzie..
nie rozumiem... to sabina wam nie powiedziala ze tamci sa juz bezpieczni i gdzie dotarli???? dziwne... |
||||||||||||||||||
Ostatnio zmieniony przez buba dnia Wto 11:54, 17 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz |
Pudelek
Ogarniacz kuwety
|
telefon od Pająka wyrwał Sabinę z głębokiego snu - rozmawiała z nim, ale później nic nie pamiętała. tak się zdarza, szczególnie jak ktoś jest mocno zmęczony.
|
||||||||||||||
|
tomix
|
Kompas - dobra rzecz
Ktoś trafnie zauważył na turystyka-gorska, że poszli w góry z komórami co wszystko miały, ale brakowało w nich kompasu... |
||||||||||||||
|
taki1gość
|
Dakota mi się wydaję, że wysyłałem Ci smsa jak tylko zeszliśmy do Rzyk Jagódek. Ręki uciąć sobie nie dam bo wykasowałem skrzynkę, ale pamiętam, że na końcu smsa było "wypijcie nasze zdrowie". |
||||||||||||||||
Ostatnio zmieniony przez taki1gość dnia Wto 14:09, 17 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz |
buba
|
ojej..masakra! to juz takie krancowe zmeczenie... dalo wam w kosc nie ma co... ostatnio tego typu relację to czytalam chyba z wyprawy na elbrus.. a tu widac nie trzeba jechac daleko.. |
||||||||||||||||
|
frans
|
Z wypiekami przeczytałem Wasze relacje z wyjazdu i...gratulacje dla tych zWas,którzy pomimo przeciwnosci wygrali z aurą i dotarli do miejsca przeznaczenia.A jeszcze większe uznanie dla tych co to potrafili REALNIE ocenić swoje szanse w nierównej walce z przyroda i podjeli trudną decyzje o wycofaniu się z obranej trasy.To tak jak w sporcie.Trzeba UMIEC przegrać.W tym przypadku z przeciwnikiem nie byle jakim.Z przyrodą.Brawo.Bo ten Zlot,przy ewentualnym uporze niektórych jego uczestników, wcale tak dobrze się skonczyc nie musiał..Inna sprawa to trza miec pecha żeby w połowie lutego trafic tak na dobrą sprawę na pierwszy dzień prawdziwej zimy
|
||||||||||||||
|
xaga
Moderator
|
gdybyśmy się wycofali, to to nie byłby pierwszy mój wycof... nawet latem mi się zdarzyło zawrócić z trasy
nie wiem - nie umiem racjonalnie wytłumaczyć mojego/naszego postępowania-czy to dlatego, że byliśmy już tak blisko a jednak tak daleko - jak to określił Pudelek, naraziliśmy i siebie i pająka, który pośpieszył nam z pomocą, wstyd mi za to... przepraszam |
||||||||||||||
|
darkheush
Stary zgred
|
Pozwólcie, że dorzucę coś jeszcze od siebie. Już na spokojnie, bez tych emocji, które towarzyszyły mi przy pisaniu pierwszego posta o naszej hmmm nazwijmy to przygodzie.
Teraz już wiem, że nie mieliśmy realnej szansy dojść żywi na Gibasy. Z resztą nie tylko na Gibasy ale gdziekolwiek w dolinę. Na pewno nie sami. No chyba, że zawrócilibyśmy z Anuli.
Xaga uwierz mój też nie pierwszy wycof. Ja również nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć naszego zachowania. Tak jak piszesz: niepotrzebnie naraziliśmy Pająka. Nie chcę nawet wiedzieć jaka burza myśli przetoczyła się przez głowę Sabinki od momentu jak wyszedł nas szukać. Tym bardziej, że mieliśmy w sumie od chwili jak nas znalazł ciągły kontakt z tymi na chacie. Te telefony, że nas słyszy ale nie może na nas trafić, że nas znalazł, że idziemy do chaty po jego śladach, że się zgubiliśmy już w czwórkę i w końcu że schodzimy na południe. I ta niepewność do rana bo Sabina wyrwana z głębokiego snu telefonem od Pająka nie powiedziaa reszcie na chacie, że jesteśmy już bezpieczni, nie pamiętała tego już rano. No masakra
Nie wiem frans - na prawdę nie wiem, czym się kierowaliśmy idąc dalej od Anuli w stronę Gibasów. Być może zgubiła nas świadomość, że jesteśmy we trójkę (w tym dwoje do torowania, czyli Xaga i ja). I jakoś damy radę. Być może też zgubiło nas to, że znamy ten szlak (no może Xaga lepiej ode mnie). Zastanawia mnie tylko to, że już mając wieści od Krisa, że się wycofali, że schodzą do Andrychowa, że nie dali rady (trzech facetów!!!) nie uciekliśmy po powrocie na Anulę do Praciaków. Tu posłużę się dwoma cytatami z książki Andrzeja Wilczkowskiego pt. "Miejsce przy stole". Pierwszy na pewno nie dosłowny: "Człowiek suchy i zagrzany myśli o wiele sprawniej niż mokry i przemarznięty". A drugi już dosłowny: "Jeśli chodzi o góry, to nawet najrozsądniejsi ludzie tracą głowę". Wiem, że to niewiele na nasze/moje usprawiedliwienie P.S. Jeszcze jedno.
Chciałem Ci podziękować za te modlitwy, bo coś w tym może być, a tak ogólnie to chciałem podziękować wszystkim na górze i na dole (chodzi mi o telefony od Krisa), gdyż już sama świadomość tego, że ktoś o nas myśli, ktoś się martwi podtrzymywała nas na duchu. Wielkie dzięki dla Was kochani. I też przepraszam jak Xaga, za całą tą zadymę Do zobaczenia na wiosnę na jakimś zlocie |
||||||||||||||||||||
Ostatnio zmieniony przez darkheush dnia Wto 21:40, 17 Lut 2009, w całości zmieniany 4 razy |
buba
|
czuby-macie dobrych stróżów na górze! ktos na otrycie mial mniej szczescia...az mi sie zimno zrobilo jak o tym przeczytalam.. [link widoczny dla zalogowanych] |
||||||||||||||||
|
darkheush
Stary zgred
|
Buba!!!
Aż mnie zmroziło jak to przeczytałem. Brrrrrrr aż nie chcę myśleć |
||||||||||||||
Ostatnio zmieniony przez darkheush dnia Śro 11:06, 18 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz |
pająk
|
Xaguś nie musisz za nic przepraszać, to normalne dla mnie że jak ktoś wzywa pomocy to się w miarę możliwości jej udziela.
Po pierwszych 10 m wiedziałem już że szanse na to że was znajdę są bardzo małe, a no to że ja wrócę z powrotem na Gibasy też się zawężały. Przejście od chaty pod las, jakieś 150 m zajęło mi godzinę, z czego jeszcze musiałem się wygrzebać z piwniczki do której się wrypałem trawersując zbocze bo na grzbiecie były 4-metrowe zaspy. Światło z Gibasów zniknęło między drzewami a ja idąc zygzakiem starałem się odnaleźć szlak, tempo między drzewami wzrosło bo nie miałem już śniegu po pachy. Zaczynam gwizdać i posuwać się do przodu wiedząc dobrze że z każdą minutą zawiewa moje ślady. Dochodzę do kolejnego zawianego zaspami odkrytego miejsca i tu nawiązujemy pierwszy kontakt głosowy. Widzę w odległości może 150 m światło czołówki. Ale też widzę co jest przede mną, dwumetrometrowe zaspy śniegu. Do tej pory byłem pewny że uda mi się znaleźć powrotną drogę. Odwracam się za siebie i widzę prosto przetarte swoje ślady. Mija pół godziny, zdaje sobie sprawę że jeżeli się ruszę na to pole wiatr w parę minut zawieje moje ślady. Ale głosy słabną a światła już nie widzę. Decyduję się ruszyć do przodu chociaż 10 metrów przetrzeć, potem kolejne 10. Głosy przybierają na sile, ile mam sił prę do przodu. W końcu w jakimś młodniaku odnajdujemy się. Tu okazuje się że sytuacja grupy jest niewesoła. Wszyscy mają przemoczone spodnie i buty, nie mają sił i są wyziębieni. Każę jeść co kto ma, sam się posilam czekoladą Xagi. Ruszamy na to pole. Puki były przetarte moje ślady szło się w miarę, potem nikną. Próbuje odnaleźć swoje ślady, zataczam kręgi, bez powodzenia. Wybieram kierunek który wydaje mi się najwłaściwszy trawersując zbocze i idąc lasem bo tam mniej śniegu. Niestety, zataczamy koło, zdaje sobie sprawę że w tych warunkach nie dotrzemy do chaty. Rzucam pytanie czy idziemy jeszcze 100 m czy schodzimy w dół. Szanse na przeczekanie nawałnicy na miejscu są zerowe, gdybym był sam po prostu wykopał bym jamę w śniegu i przeczekał te parę godzin do świtu. Mam sucho w butach ciepłe i suche ciuchy, dobre światło, i parę razy zimą w Tatrach tak postępowałem, jak w nocy wracałem i się pogubiłem. Puszczam przodem w dół darkheusha sam dzwonię że schodzimy i że kontakt się może urwać. Darkheush wychodzi centralnie na szlak niebieski, śniegu mniej ale dalej po pas.Prę do przodu, po drodze jeszcze zwalone drzewa które trzeba obchodzić. Orientuje się na mapie, przed nami daleka droga w dół, obawiam się że nie wszyscy dojdą na dół, liczę że w tym tempie zejdziemy na 6 rano. Sprawdzam na mapie przed nami polana, jeśli pogubimy się na niej i nie trafimy na szlak to będziemy musieli zostać w tym miejscu do rana. Sprawdzam jeszcze raz mapę i widzę zaznaczone budynki. Dostaję informacje że są tam domy. Pogoda się poprawia, widać światła w dolinie ale jak daleko. Dochodzimy do polany na niej domy. Potem już ogień w piecu jedzenie smażonej kiełbasy suszenie mokrych ciuchów, telefon do zaspanej Sabiny że jesteśmy bezpieczni i trzygodzinna drzemka. Potem godzinka w dół i nareszcie wszyscy razem! Podsumowując ku przestrodze innych. Liczmy że trasa którą idziemy zimą zajmie nam cztero lub pięciokrotnie więcej czasu niż normalnie. Ruszajmy wiec z zapasem czasu aby zdążyć przed zmrokiem. Jeżeli idziemy a mimo to widzimy że nie dotrzemy przed zmrokiem liczmy się z tym że musimy zawrócić albo gdy się pogubimy przeczekać do rana i podjąć dalszą wędrówkę. Nawet kompas nam nie pomoże bo chatę lub schronisko możemy minąć w odległości 20 m. Musimy mieć buty i ciuchy które nie przepuszczą wody, dobre światło i to zawsze nawet jak idziemy na godzinę na małą górkę bo wypadek jakiś czy załamanie pogody zawsze się może zdarzyć. Czas i odległość: Gibasy - kontakt z grupą Xagi 2,5 h odległość około 700 m Odwrót - Chałupa na dole 3,5 h odległość około 1km poruszanie się w zaspach 1,5 do 2m odcinek 250 - 300 m 2h |
||||||||||||||
Ostatnio zmieniony przez pająk dnia Śro 0:34, 18 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz |
Pudelek
Ogarniacz kuwety
|
kurczę, jak to czytam to robi się jeszcze zimniej...
ale jednak uważam, że kompas by się przydał. wiedzielibyście na którym grzbiecie jesteście, a nie później ze Staszkiem wyliczaliśmy gdzie wy właściwie jesteście ! |
||||||||||||||
|
IV Mini Zlot Beskidoczubów 14-15 luty |
|
||
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
phpBB Style created by phpBBStyles.com and distributed by Styles Database.
Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
phpBB Style created by phpBBStyles.com and distributed by Styles Database.