Forum BESKIDZKIE FORUM Strona Główna


BESKIDZKIE FORUM
"Tak mnie ciągnie do gór..."
Odpowiedz do tematu
Nad Morze Czarne i z powrotem - czyli powrót na Bałkany
Pudelek
Ogarniacz kuwety

Dołączył: 10 Lis 2006
Posty: 5794
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oberschlesien, Kreis Nikolei und Kreis Oppeln

Po roku znowu przyszła pora ruszyć na południe, tym razem nieco bardziej na wschód i nad morze Smile

Wyjeżdżając rano ze Śląska termometr wskazywał 14 stopni i lało... to jakieś fatum, dokładnie tak samo było rok temu. Na szczęście tym razem dość szybko, w okolicach Czadcy, się przejaśniło. Na tankszteli za Bratysławą spotykam się z rodzicami i odbieram od nich GPS-a - co prawda nie korzystam z tego typu urządzeń, ale wziąłem na czarną godzinę... Potem jeszcze zakup winietki i wjeżdżam do kraju słoneczników, czyli na Węgry Smile

W tym roku nie planowałem żadnego zwiedzania pierwszego dnia, z racji ponad 800 km do przejechania - w dodatku nauczony doświadczeniem omijam obwodnicę Budapesztu bocznymi drogami (przy okazji mijając dwa ciekawe wiadukty).



Potem puściutka autostrada M6 i sruuu w dół kraju. Zjeżdżam z niej przy drodze na Baję, gdzie na skraju parku narodowego Dunaj-Drava mijam bazę kolejki wąskotorowej. Szkoda, że nie ma czasu na przejażdżkę...



Bliskość granicy sugerują podwójne tablice miejscowości - to rejon zamieszkały przez mniejszości niemieckie i południowosłowiańskie. Przy okazji przed jedną wsią dostaję opieprz od faceta na austriackich blachach - że niby stwarzam zagrożenie stając przy drodze i tak nie wolno! Hmmm, droga szeroka, zakazu brak, do tego włączyłem jeszcze awaryjne, jakby ktoś był ślepy. Jakiś nadwrażliwiec, niech lepiej nie jedzie na Bałkany, bo mu szybko wyperswadują takie podejście...

Boczne przejście z Serbią Hercegszántó / Backi Breg jest oczywiście pustawe. O ile Węgrzy szybko mnie spławiają, o tyle celniczce serbskiej wyraźnie się nudzi i wszystkim trzem kierowcom każe otwierać bagażniki, strojąc przy okazji wielce poważne i groźne miny. To chyba jakaś narodowa cecha serbskich pograniczników, że nadal muszą udowadniać, jacy są ważni. A tak na chłopski rozum - co można przemycać z unijnych Węgier na Serbię? Surprised-o

I już Wojwodina, a historycznie Baczka (w sumie okolice węgierskiej Baji to też Baczka). Lubię ten region za tygiel narodowościowo-religijny, w dodatku w ostatnim stuleciu te różne narody i religie żyły tutaj we względnym spokoju i bez szaleństw (po za wypędzeniem większości Niemców po 1945 roku). Węgrzy, Chorwaci, Słowacy, Rumunii, Buniewcy...

Pierwszy dłuższy postój dzisiaj to Sombor (Zombor), trzeba wymienić kasę. Sombor w naturalny sposób bardziej przypomina węgierskie miasto, niż serbskie - kamieniczki z przełomu wieków i dawny budynek komitatu przywodzą czasy habsburskie. Nawet charakterystyczne, barokowe cerkwie występują do dziś nad Dunajem.



Jedziemy dalej przez kolejne wioski i miasteczka - w każdym standardem są dwie, trzy albo i więcej świątyń. Cerkwie odpicowane, katolickie lub ewangelickie najczęściej popadają w ruinę. Do tego niska, typowo węgierska zabudowa, którą zobaczymy i na Słowacji, i w Rumunii i pod Budapesztem.



Przed 19-tą przyjeżdżamy na kemping do wioski Feketić, a właściwie Bácsfeketehegy, bo ponad 60% mieszkańców to Węgrzy. Kemping jest sympatyczny, bardzo zielony, a po drugiej stronie drogi ma knajpę. Czas więc na pierwszą kolację - wyjazd warto zacząć od cevapcici Smile



Stolik dalej kelner rozmawia po węgiersku z dwójką facetów - myśleliśmy, że to jego miejscowi znajomi. Okazało się, że to... Albańczycy z Kosowa, którzy przez kilka miesięcy pracowali na Węgrzech i tam trochę łyknęli języka! Jeśli to prawda, to podziwiam, bo madziarski to jeden z najtrudniejszych języków w Europie...

W niedzielę rano postanawiam wywiać nieco serbskich piw z organizmu i biegnę potruchtać po wsi, wzbudzając zdziwienie miejscowych psów (na szczęście żaden nie chciał mi towarzyszyć). W wiosce są trzy kościoły - kalwiński (przez pół godziny dzwonili na nabożeństwo), ewangelicko-reformowany (dawniej używany przez Niemców, dziś ponoć pusty, ale odremontowany, a w gablotkach wisiały świeże, węgierskie ogłoszenia) oraz katolicki. Brak natomiast przybytku prawosławnego... Do tego jakiś pomnik poległych, kraniki z wodą, kilka sklepów, miłych knajp i stragany z owocami - słowem wszystko, co do życia potrzebne.



Pora ruszać dalej - pustą i trzęsącą autobaną mijamy Nowy Sad (wjazd na autostradę jest kilkaset metrów od kempingu), a Belgrad, w tym roku, przejeżdżam przez centrum zamiast obwodnicą - to droga bezkolizyjna i jedynym minusem jest ograniczenie do 80 km/h (którego zresztą niewielu przestrzega). Udaje się to całkiem sprawnie i jestem na geograficznych Bałkanach Very Happy

W południe przyjeżdżamy do miasta Smederevo, słynącego z ogromnych, średniowiecznych ruin twierdzy.



Położona w widłach Dunaju i Jezawy forteca została wzniesiona w XV wieku przez Serbów i jako "niezdobyta" miała powstrzymać Turków. Turcy, jak to Turcy, nie przejmowali się jakimiś określeniami i zdobyli ją w dwa miesiące. Potem Serbom udało się ją jeszcze odzyskać w drodze układów, ale ostatecznie i tak Osmanowie tutaj wleźli po raz drugi i siedzieli przez prawie 400 lat.

Do czasów II wojny światowej twierdza była w niezłym stanie, ale w 1941 roku zgromadzona tutaj przez Niemców amunicja eksplodowała, zabijając ponad 2000 osób i w znaczny sposób niszcząc zabytek. Pozostały głównie mury z 25 basztami, resztki 5 bram i tzw. mała twierdza - to i tak robi wrażenie swoim ogromem.







Co ciekawe, do 1918 roku twierdza leżała na granicy - razem z Dunajem kończyła się Serbia, a na drugim brzegu były Austro-Węgry (dziś to Wojwodina, historycznie Banat).

I znowu jedziemy na południe, po czym z autostrady na wschód, piękną drogą między górami. Mijamy monastyr św. Petki...


...i przez jakieś zapomniane dziury dojeżdżamy pod bramy Gamizgradu, czyli rzymskiego pałacu cesarskiego Felix Romuliana, wpisanego (chyba nieco na wyrost) na listę UNESCO.


Pałac, dorównujący temu ze Splitu, powstał pod koniec III wieku z inicjatywy Galeriusza (zresztą Dioklecjan był jego teściem i to on go mianował cezarem). Był wielki na 40 tys. metrów kwadratowych i posiadał wszystko, co cesarzowi było do życia potrzebne.


Po śmierci cesarza (który prawdopodobnie wraz z matką został pochowany na nieodległych wzgórzach, gdzie do dziś zachowały się dwa kopce i resztki mauzoleów) kompleks opustoszał; na krótko tchnął w niego życie Justynian i Bizantyjczycy, ale ostatecznie w VI wieku popadł w ruinę, a odkryto go stosunkowo niedawno.

Obecnie zachowały się resztki bram miejskich, pałacu z salą tronową (potem zaadaptowaną jak zwykle na kościół), term, świątyń rzymskich, kilka mozaik, w większości zasypanych. Spora część jest odnowiona, co mocno kontrastuje z tymi sypiącymi się obiektami. Ogólnie - ciekawe, ale jednak mocno zrujnowane...






CDN...
Zobacz profil autora
dmirstek


Dołączył: 23 Gru 2007
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

Ohoho, będzie ciekawie. Czekam na c.d. Wink
Zobacz profil autora
Pudelek
Ogarniacz kuwety

Dołączył: 10 Lis 2006
Posty: 5794
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oberschlesien, Kreis Nikolei und Kreis Oppeln

tego dnia nocleg wypada w nieodległym (tak mi się przynajmniej zdawało) miejscu - nad Borskim jeziorem, sztucznym zbiornikiem powstałym w latach 50-tych. Na mapie był to kawałek, w rzeczywistości niemal godzina krętej drogi, na której co rusz to albo pirat albo zawalidroga.... Very Happy

sam kemping jako żywo przypominał mi "Bazę pionierów" z Macedonii z ubiegłego roku - jest to właściwie mini-miasteczko, na którym Serbowie ustawiają na stałe swoje przyczepy, budując nad nimi przedziwne konstrukcje, chroniące przed deszczem. Niemal każda przyczepa ma swoją werandę, wiele "prysznic" i "ogródek"...




oczywiście jesteśmy jedynymi cudzoziemcami i jedyni w namiocie (choć podobno kilka dni wcześniej była grupa Czechów), więc wzbudzamy zainteresowanie. Skoro brak tu turystów, brak również odpicowania - jest swojsko i przaśno, jak to na Bałkanach.

Namiot rozbijam praktycznie na drodze... Wink


ale dzięki temu rano będziemy mieli cień Smile

Kible wyglądają jak na starym dworcu...


z obowiązkowym Małyszem Very Happy


w przeciwieństwie do Macedonii obok dziur są też po dwa normalne toalety (nic to, że bez światła, więc trzeba uważać) - męskie są całkiem znośne, natomiast w damskich ktoś miał problemy z właściwym trafieniem Twisted Evil . Jest nawet prysznic, lecz płatny - a i tak rano nam go nie policzono... Very Happy

Widok na jezioro Borskie.




Naturalnie można się kąpać, co czynię i w nocy (przy dźwiękach miejscowego disco puszczanego przez nudzącą się młodzież) i nad ranem. Woda super Very Happy

Pół kilometra od kempingu jest hotel i całkiem sympatyczna restauracja (bynajmniej nie hotelowa), gdzie puszczają telewizję bułgarską - skąd wiedzieli, że tam jedziemy? Very Happy Dzięki temu mogę sprawdzić prognozę pogody na najbliższe dni - będzie upał!

W sumie zastanawiam się co można robić całe tygodnie w takim miejscu - oczywiście poza piciem, pływaniem i jedzeniem? Nie wytrzymałbym półtora dnia Very Happy

W poniedziałek rano zbieramy manatki i kierujemy się do przejścia granicznego przy Zajercarze. Na granicy kilka aut - naturalnie Serb musi zajrzeć do bagażnika. Co można przemycać z Serbii do Bułgarii? Na przykład papierosy (o połowę tańsze) - ale skoro kupiłbym je w Serbii to i tak zapłaciłbym tam fiskusowi swoje, więc nie powinno ich już obchodzić.

Potem czekamy jeszcze na bułgarskiego celnika, który był za potrzebą Wink Wraca z przepraszającym uśmiechem, w ogóle patrząc do auta ciągle się uśmiecha, zupełne przeciwieństwo Serba. Przestawiamy zegarki i jazda wgłąb Bułgarii Smile
Zobacz profil autora
dmirstek


Dołączył: 23 Gru 2007
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

Ja przejeżdżałem do Bułgarii przez sąsiedni Negotin - tam to dopiero był klimat! Stał zamknięty szlaban i tak się pod nim stało 20 minut, aż pani celniczka raczyła wyjść z budynku przejścia granicznego (jak uzbierała się grupka ze 12 samochodów). Kazała kierowcom przyjść do siebie, samochodów ani pasażerów nie widziała na oczy... To wszystko w towarzystwie flag i napisów pamiętających czasy Jugosławii... Z kolei Pani Bułgarka była również bardzo miła i cały czas uśmiechnięta.
Zobacz profil autora
Pudelek
Ogarniacz kuwety

Dołączył: 10 Lis 2006
Posty: 5794
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oberschlesien, Kreis Nikolei und Kreis Oppeln

tydzień temu na głównym przejściu bułgarsko-serbskim była kolejka na 30 km i 10 godzin czekania... Serbowie oczywiście twierdzili, że nic nie mogą zrobić
Zobacz profil autora
Pudelek
Ogarniacz kuwety

Dołączył: 10 Lis 2006
Posty: 5794
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oberschlesien, Kreis Nikolei und Kreis Oppeln

po przekroczeniu granicy SRB/BUL jest pewien problem, bo nie mamy winietek (punkt sprzedaży na przejściu nie działa, ponoć jakaś awaria), potrzebnych na wszystkich pozamiejskich drogach. Koryguję więc nieco plany i jadę do najbliższego miasteczka, Kuli, gdzie dokonuję zakupu na niewielkiej stacji.

Miasteczko jak miasteczko - fontanna, socjalistyczna szkoła, jakieś pomniki, kilka banków (można wymienić kasę bez prowincji) i ruiny rzymskiej fortecy Castra Martis, strzegącej granicy na niedalekim Dunaju przed barbarzyńcami.



Nieplanowanie zobaczyło się rzymskie pozostałości, ale niestety brakło czasu na jaskinię Magura Sad no trudno, jedziemy do Bełogradczika jakimiś kompletnymi odludziami, drogami, gdzie tylko cudem się nie zawiesiłem na koleinach wielkich, jak kanały w warsztatach samochodowych (choć na zdjęciu tego nie widać).



Mijane osady robią przygnębiające wrażenie - wioski są wyludnione, większość budynków opuszczonych albo w ruinie. Widać jedynie gromadki cygańskich dzieci oraz pojedynczych staruszków. Nawet tabliczki drogowe, w całej Bułgarii dwujęzyczne, tutaj są tylko w cyrylicy (albo nieczytelne), jakby czas o tym rejonie zapomniał. Na jakimś skrzyżowaniu mijam stojący w cieniu otwarty policyjny łazik, ale funkcjonariusza nie widać - zniknął, jak większość obywateli? Sądzę, że to jedna z najbiedniejszych części kraju i kto młody lub zdrowy wyjechał za pracą lub żyć gdzie indziej.





Pnąc się po serpentynach Starej Płaniny dojeżdżamy w końcu do Bełogradczika, malowniczo położonego wśród gór i skał.


Ponieważ oznaczeń brak, pytam śniadego gościa o kaleto i dzięki niemu trafiam pod największą atrakcję miasta - ruin twierdzy, sięgającej początkiem czasów rzymskich, a położonej wśród malowniczy Bełogradczickich skał - rozległej formacji z fantazyjnymi kształtami.







Turystów niewiele, a i tak większość nie daje rady wdrapać się w wyższe części po schodach, rezygnując z wielkim sapaniem.

Następnie długi, kilkusetkilometrowy przejazd na południe - przez remontowaną przełęcz na Starej Płaninie, obwodnicę Sofii, przy której pasą się krowy na tle niekończących się blokowisk. Wszędzie remonty, na gwałt buduje się drogi i poszerza istniejące.

Szukamy jakiegoś większego sklepu, żeby zrobić na zapas zakupy i dopiero w Dupnicy, wieczorem, znajdujemy... Penny Markt. Bułgaria zdecydowanie nie jest krajem dla miłośników hipermarketów!

Na horyzoncie coraz bliżej góry Riła, największe w Bułgarii.


Po kilkunastu kilometrach jazdy głęboką doliną Rilskiej znajdujemy przyjemny kemping Zodiak - domek jest niewiele droższy niż kemping, a posiada telewizor z FolkTV, gdzie puszczają same hiciory Very Happy



Na kempingu jest też restauracja ze smacznym i w przyzwoitych cenach jadłem. A dookoła góry i ciemność... i prysznic w jednym pomieszczeniu z kiblem na Małysza - co za oszczędność powierzchni Wink

Rano we wtorek ubieram oldskulowe gacie i biegnę do nieodległej atrakcji - monastyru Rilskiego, sprawdzić, czy są już tam tłumy. Nie ma (dopiero ich dowiozą autokarami), więc można przyjść zobaczyć na spokojnie.

Monastyr, największy i najświętszy w kraju, sięga swymi korzeniami X wieku, ale obecne budynki to początek wieku XIX wieku, kiedy to Turcy zgodzili się na wzniesienie mniszego kompleksu (początkowo mnisi spali w wydrążonych jamach). Na budowę złożył się cały okupowany kraj i w efekcie powstał zachwycający swą architekturą zespół wpisany na listę UNESCO.

Zewnętrzne potężne mury kryją wewnętrzny dziedziniec, otoczony galeriami z arkadami.


W środku główna cerkiew Świętej Bogurodzicy, wybudowana przez architekta mającego na sumieniu też cerkiew na górze Athos.



Na zewnątrz nie sposób nie dostać oczopląsu od malowideł ze scenami biblijnymi (są również w środku - około 1200, ale tam, naturalnie, nie można robić zdjęć).



Jest też coś dla miłośników ludzkich ciał pozbawionych cech anatomicznych oraz różnego rodzaju szatanów (ksiądz Natanek się kłania) Smile


Cerkiew kryje wewnątrz także serce Borysa III, cara Bułgarii, który zmarł krótko po spotkaniu z Hitlerem w 1943 roku. Do dziś nie wiadomo czy zmarł z powodu stresu czy zwyczajnie go otruto, jako nie dość uległego Adolfowi. Według ludowych opowieści serce monarchy nadal bije...

Z Riły całkiem niedaleko jest do drugiego wielkiego pasma Pirinu. Między miastami Razłog i Bansko straszą setki niedokończonych lub pustych hoteli, apartamentowców, zamkniętych osiedli (tylko nieliczne są wynajęte lub zamieszkałe) - takie wioski-widmo wśród wyschniętej trawy. Inwestorzy się przeliczyli, kryzys przyszedł i nie ma co z tym zrobić...



Bansko nazywane jest "bułgarskim Zakopanem" (autor tego określenia chyba nie pałał do podpiryńskiego miasta sympatią). Na bułgarskich Krupówkach widzę więc znajome spod Giewontu elementy: tłumy ludzi, setki straganów z oscypkami, knajpy z góral-burgerami, białe misie i psy, padające konie ciągnące turystów, i tym podobne...




A mówiąc poważnie, gdyby tak wyglądało Zakopane, to czasem bym pewnie do niego zajrzał Wink

Oprócz dwóch deptaków jest w Bansku jeszcze solidna cerkiew i sporo domów w stylu bułgarskiego odrodzenia - białe, kamienne partery, drewniane lub z drewnianymi elementami wysunięte piętra.


Obiad dziś dość wcześnie w mehanie (czyli knajpie serwującej kuchnię miejscową) - na start pyszny chlebek z czosnkiem, a potem misz-masz i kavarma (na zdjęciu) Smile Do tego niezłe, schłodzone piwo Pirinsko (znacznie lepsze, moim zdaniem, od najpopularniejszej Zagorki i Kamenitzy).



Dobra, czas się zbierać i ruszać w góry, ale to już inna historia Wink
Zobacz profil autora
Kris_61


Dołączył: 03 Wrz 2009
Posty: 725
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bytom

Najlepsza jest toaleta, lub inaczej mówiąc latryna. Wink
Zobacz profil autora
dmirstek


Dołączył: 23 Gru 2007
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

Hmm, może więc moja niezbyt dobra o poziomie Bułgarii wynika z ograniczenia się do trasy wzdłuż jego zachodnich rubieży Razz A tam klimaty właśnie takie, jak na zdjęciach...
Zobacz profil autora
Pudelek
Ogarniacz kuwety

Dołączył: 10 Lis 2006
Posty: 5794
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oberschlesien, Kreis Nikolei und Kreis Oppeln

wybrzeże i centrum były nieco bogatsze, choć bez przesady Wink
Zobacz profil autora
dmirstek


Dołączył: 23 Gru 2007
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

To Bansko mi się podoba - kurort, ale bez tej kretyńskiej otoczki... No i oglądając mapę pod Rylskim powiedziałem sobie, że wrócę tu pochodzić po górach - czekam na ciąg dalszy o górach, zobaczymy, czy warto czekać na tę wyprawę Razz


Ostatnio zmieniony przez dmirstek dnia Czw 13:27, 12 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Kris_61


Dołączył: 03 Wrz 2009
Posty: 725
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bytom

dmirstek napisał:
To Bansko mi się podoba - kurort, ale bez tej kretyńskiej otoczki... No i oglądając mapę pod Rylskim powiedziałem sobie, że wrócę tu pochodzić po górach - czekam na ciąg dalszy o górach, zobaczymy, czy warto czekać Razz


Też czekam Wink
Zobacz profil autora
Pudelek
Ogarniacz kuwety

Dołączył: 10 Lis 2006
Posty: 5794
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oberschlesien, Kreis Nikolei und Kreis Oppeln

po etapie górskim przyszła pora na zupełnie inne klimaty, czyli to, z czego Bułgaria słynie najbardziej - morze.

Najpierw jednak trzeba przejechać przez pół kraju, co w związku z licznymi remontami nie jest łatwe - co rusz postój, ruch wahadłowy, objazd... faktem jest, że na już wyremontowanych drogach śmiga się elegancko, choć trzeba uważać, bo Bułgarzy remontują w dość ciekawy sposób - np. kilometr nowiutkiego asfaltu i dziurawy most. Za kilometr to samo... i tak dalej Wink

Za bazę pobytową wybrałem wioskę Sinemorec, niemal na końcu Bułgarii - około dziesięć kilometrów od granicy tureckiej. Trafiłem idealnie w swoje potrzeby - nie jest za duża, ale nie jest też to kompletne zadupie; nie jest wypicowana i wychuchana jak chorwackie, chodniki i drogi krzywe, lekki bałkański burdel. Są oczywiście jakieś hotele i pensjonaty, ale ilość turystów nie przygniata, niemal wszyscy to Bułgarzy (z pozostałych to najwięcej aut było czeskich i słowackich, sporadyczne polskie i bodajże holenderskie), knajpki i bary oferują ceny na przyzwoitym poziomie a po nocy nie słychać dyskotekowego umcy-umcy nawet na głównej ulicy. Do tego co krok stragany z owocami i piekarnie - słowem, miejsce jest super Smile










spacerując po wsi tego nie widać, ale ma ona długą historię - wspomniana była już w XV wieku w tureckich dokumentach; żyło w niej kilkanaście chrześcijańskich rodzin, które podczas częstych ataków korsarzy uciekali w pobliskie góry Strandża. Aż do XX wieku mieszkali tutaj głównie Grecy; tak też było w roku 1913, kiedy wieś znalazła się po wojnach bałkańskich w granicach Bułgarii. W okresie międzywojennym doszło do wymiany ludności - Grecy pojechali do Grecji, a tutaj zamieszkali bułgarscy uchodźcy z tureckiej wschodniej Tracji.

Sinemorec to też dwie słynne plaże - główna, Butamiata, blisko hoteli (więc bardziej zatłoczona i skomercjalizowana), pięknie wciśnięta między skały.




Można wdrapać się na klify i pójść dalej na południe, gdzie znajdują się kolejne, niewielkie, puste zatoczki.


Druga plaża, po drugiej stronie wsi, znajduje się u ujścia rzeki Weleki - to jedna z ładniejszych plaż, jakie widziałem.




Minusem tej plaży jest bardzo nieprzyjemny, twardy piasek pomieszany z muszelkami. Morze też do łagodnych nie należy (cały czas była czerwona flaga, dopiero w dniu wyjazdu zmienili na żółtą) - wali falami, przyciska do dna, rzuca człowiekiem na wszystkie strony. O pływaniu nie ma co myśleć, ale można wykąpać się po drugiej stronie, w rzece Smile Temperatura wody - zupa, nigdy się w takiej nie kąpałem Smile

Południowa część bułgarskie Morza Czarnego to kolejne, mniej lub bardziej hałaśliwe ośrodki nadmorskie, ale dla miłośników historii też coś się znajdzie. Na listę UNESCO wpisano Nesebyr, kilkanaście kilometrów nad Burgas. Najpierw trzeba tam jednak dojechać, bo i sam Burgas zakorkowany i potężny korek przed Nesebyrem (właściwie nie wiadomo dlaczego...). W ramach atrakcji mija nas pusty polski autokar łamiący wszelkie możliwe przepisy - standard.

Nesebyr, zwany miastem 40 cerkwi, położony jest na wyspie, połączonej z lądem groblą. Ma dwa zasadnicze minusy - masakryczne ilości ludzi i drożyzna. Turystów zwozi się tutaj autokarami, niektórych to chyba za karę, biorąc pod uwagę ich miny. W granicach administracyjnych gminy znajduje się słynny Słoneczny Brzeg, więc nie dziwią potoki ludziów...


Trzeba jednak zagryźć zęby, jeśli chcemy zobaczyć liczne, wspomniane, zabytkowe cerkwie.






Najstarsze cerkwie pochodzącą z przełomu IV/V wieku, inne z przedziału X-XIII wiek. Sama miejscowość jest jednak znacznie starsza i posiada historię podobną do wielu nadmorskich ośrodków: osadnictwo trackie, w VI wieku w czasie Wielkiej Kolonizacji Grecy zakładają tutaj swoje miasto zwane Messembria. W stuleciu p.n.e. zdobywają je Rzymianie i włączają do swego imperium. Następnie czas Bizantyjczyków, carów bułgarskich (którzy osiedlili tutaj Słowian i Protobułgarów), ponownie ginące Bizancjum, wreszcie od 1453 Turków, którzy jednak zostawili mieszkańcom sporą autonomię gospodarczą i kulturalną.

Pozostałością po najstarszym okresie są mury obronne, wielokrotnie odbudowywane i remontowane (po raz ostatni przez Turków).


co jeszcze można zobaczyć w Nesebyrze? Bardzo wąską plażę...


...domy w stylu czarnomorskim...


...czeską knajpkę, gdzie można spotkać prawdziwego bułgarskiego Szwejka i tradycyjne bułgarskie knedliki z gulaszem...


...a także m.in. obściskujące mury lachony, pozujące do zdjęć, drzemiących panów od miodu i el menelnio, przygrywającego na murku.

A z daleka łypie na nas wieża Saurona, czyli charakterystyczny hotel ze Słonecznego Brzegu.


W tym najbardziej zatłoczonym z odwiedzanych miejsc wytrzymaliśmy 2 godziny i z ulgą ruszyliśmy z powrotem. Koło Pomorie nieco przypadkowo natknęliśmy się na grobowiec tracki z II-IV wieku n.e.



Ze szczytu grobowca doskonale widać okoliczne, straszliwe budynki hotelowe - ni to Disneyland, ni to budynek rządowy w jakimś azjatyckim post-sowieckim kraju.


Mijamy Burgas i w drodze powrotnej do Sinemorca zaglądamy jeszcze do Sozopolu - miejscowości znanej i popularnej wśród turystów. Oprócz nowej, hotelowej części, jest stare miasto, położone na skalnym półwyspie (w przeszłości był wyspą).

Widoczne tu i ówdzie ruiny przypominają o historii, jakże podobnej do tej z Nesebyru - pierwszymi osadnikami byli Trakowie, potem w 611 roku p.n.e. swoje polis założyli Grecy i nazwali Apollonia, ku czci boga Apollina. Jego chlubą był ogromny posąg owego boga, mierzący 13 metrów i służący też jako latarnia morska. Bogacące się na handlu morskim miasto podbili i zniszczyli Rzymianie, a posąg ukradli do Rzymu. Miasto jednak się podźwignęło z upadku, kwitło dalej jako część Imperium Romanum, pod nazwą Apollonia Magna. Wraz z rozwojem gminy chrześcijańskiej w czasach Bizancjum pojawiła się nazwa Sozopolis. Następnie, w średniowieczu, miasto weszło na jakiś czas w granice Carstwa Bułgarskiego, potem zdarzył się jeszcze epizod z Genueńczykami (wpadli z towarzyskim łupieniem) i wreszcie okres turecki...



Dzisiaj jest tutaj kilka muzeów z wykopaliskami (m. in. z resztkami antycznej studni i murów), kilka cerkwi, sympatyczne uliczki (te boczne) oraz mnóstwo pensjonatów i hotelików (w tym doktora House'a Very Happy).




Ogólnie - zajrzeć można, ale przebywać dłużej - niekoniecznie...

W sobotę, dla odmiany, postanowiliśmy popłynąć statkiem, a raczej czymś dziwnym pływającym o prostokątnym kształcie.


Godzinny kurs rzeką Ropotamo ku ujściu do morza, w rezerwacie, może nie jest jakimś nadzwyczajnym przeżyciem, ale całkiem fajnie się płynęło.


Środkowy punkt programu to starożytne sanktuarium trackie, Beglik Tasz - kamienne kręgi z XII wieku p.n.e.. Jest tu łoże małżeńskie, gdzie kapłan i kapłanka spółkowali w czasie uroczystości, ołtarz, tron i tym podobne - ale bez odpowiedniego podpisu wyobrażenie sobie tego to wyższa szkoła jazdy...


10 kilometrów na południe od Sinemorca to już prawdziwy, bułgarski koniec świata - w miejscowości Rezowo przebiega granica z Turcją. Kiedyś to była strefa zamknięta - przy wjeździe zachowały się zasieki, budka strażnicza i duża tablica z zakazem fotografowania - obecnie zamknięta jest tylko granica, biegnąca korytem niedużej Rezowskiej rzeki.



Granica w tym roku obchodzi swoje stulecie, bo ustanowiono ją w 1913 roku - do tego momentu zarówno Rezowo jak i Sinemorec i okolicy były częścią państwa tureckiego, mimo, że po obu stronach rzeki mieszkali głównie chrześcijanie. Po wojnach bałkańskich Rezowo stało się miejscowością graniczną - do wioski Beğendik, po tureckiej stronie (z góry widać zabudowania i minaret meczetu), ani do szerokiej, pustej plaży nie ma dostępu.



Między Rezowem a Sinemorcem kryje się perełka - plaża Silistar, często określana jako jedna z najpiękniejszych plaż Bułgarii. Zdjęcia nie oddają jej piękna, ale położona jest w skalnej zatoce, dodatkowo zamknięta niewielką rzeczką.



Początkowo chciałem spać na kempingu przy plaży, ale cieszę się, że tego nie zrobiłem - to kompletne odludzie, oprócz tej plaży nic dookoła nie ma, nawet knajpki plażowe zamykali krótko po 18-tej...

Niedziela, jak to niedziela - dzień lenistwa Smile No dobra, dwa razy poszło się na plażę (na Butamiacie zgubiliśmy klucze do pokoju, potem udało mi się jakimś cudem w ciemnościach wykopać je z piasku), wypiliśmy wino i piwo oraz trochę pojedli Wink



Minęło kilka dni i pora znowu było ruszyć w podróż - w głąb kraju. A wybrzeże? Fajne, choć z zastrzeżeniem, że nocowało się w tak fajnym miejscu jak Sinemorec.

A w ramach podsumowania części morzoczarnej - zdjęcie budowanego hotelu w stylu "średniowiecznym" Wink


Całość zdjęć z nad morza tutaj:
[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
olcia


Dołączył: 27 Wrz 2013
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Super relacja, miałam okazję zwiedzić te rejony, poznaję niektóre miejsca Smile co wspominasz najlepiej ?
Zobacz profil autora
Pudelek
Ogarniacz kuwety

Dołączył: 10 Lis 2006
Posty: 5794
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oberschlesien, Kreis Nikolei und Kreis Oppeln

opuszczając Morze Gościnne, jak w starożytności nazywano Czerno more, nie chciałem znowu utknąć w korku w Burgas, więc na wjeździe do tego miasta odbijamy w lewo, w boczną drogę nr 79. Dodatkową atrakcją mają być jakieś ruiny, o których informowały brązowe tabliczki jeszcze w Burgas.

Koło wioski Debelt tabliczki znowu się pojawiają, ale samych ruin nie widać. Parkujemy auto, idziemy jakąś piaszczystą drogą między krzaki - coś tam widać w tle, jakiś ludzi, ale za cholerę nie wiem jak tam dość, do tego w powietrzu aż gęsto od upału. No trudno, jedziemy dalej, ale po kilkuset metrach przy drodze widzę jakieś skromne zarysy antycznych pozostałości. Zostawiam auto we wsi i ruszam w pole - zarysy okazują się resztkami bizantyjskiej wieży z V wieku. Dalej, na wielkiej łące, odsłonięto ruiny Deultum, rzymskiego miasta założonego w I wieku przez Wespazjana (jest to ponoć jedyna rzymska kolonia w Bułgarii, ufundowana przez cesarzy z dynastii Flawiuszów), głównie dla weteranów VIII legionu Augusta. Widać zarysy potężnych term, świątyni Asklepiosa, drogi rzymskiej i innych budynków z późniejszych epok, gdyż po upadku Rzymu gospodarzyli tutaj Bizantyjczycy, a nawet Protobułgarzy w średniowieczu.




Dookoła pasą się konia, a prace archeologiczne nadal trwają - jako siła robocza występują głównie Cyganie.


Dalsza podróż to kolejne drogi o podobnym, w miarę niezłym standardzie, choć zdarza się i bruk.

Ogólnie to okolice są raczej mało zaludnione, a dodatkowo mocno spalone słońcem.

W Jambołu nagle wyrasta blokowisko...


Im bliżej, tym wygląda bardziej paskudnie...



zdewastowane budynki oraz wysypisko śmieci rozciągające się wokół drogi, a także widok współczesnych lepianek nie pozostawia wątpliwości, jakiej narodowości są mieszkańcy okolicy.


Czy fakt, że romskie osiedla w każdym kraju wyglądają tak samo też można podciągnąć pod stereotyp?

Przejeżdżamy nad autostradą A1 i kontynuujemy jazdę wzdłuż południowych stoków Starej Płaniny.


Na horyzoncie pojawia się Kazanłyk, stolica słynnej Doliny Róż (za komuny podobno wszystkie kobiety pragnęły kosmetyków z tych kwiatów, a i obecnie cieszy się dużą popularnością) oraz Doliny Trackich Królów - w okolicy jest ponad półtora tysiąca kurhanów kryjących grobowce Traków. Większość ograbiona i zniszczona, dlatego nie dziwota, że ten w Kazanłyku wpisano na listę UNESCO.


Co prawda też został ograbiony, ale w środku zachowały się unikalne freski wczesnohellenistyczne z trackimi akcentami, pochodzące z przełomu IV i III p.n.e.. Grób odkryto przypadkowo w 1944 - żołnierze kopali okopy obok tiurby (osmańskiego, średniowiecznego grobowca) i natknęli się na wejście.


Jest tak cenny, że zwiedzać można... tylko dokładną kopię, stojącą niedaleko Very Happy Podobno za odpowiednią cenę można wejść i do oryginału - nam poprzestaje zobaczyć wersję XX-czną. Grobowiec ma charakterystyczny długi korytarz, prowadzący do okrągłej komory - górna część fresków przedstawia wyścigi rydwanów, dolna - romantyczną scenę rodzinną: żona żegna swojego męża, odchodzącego na inny świat, podczas uczty.



Powyżej Kazanłyku jest niepozorna wioska Szipka, kryjąca architektoniczne cudo - można tam obejrzeć piękną cerkiew Narodzenia Pańskiego.


Cerkiew wzniesiono ze wspólnych rosyjsko-bułgarskich składek w 25 rocznicę bitwy o przełęcz Szipka. Bitwa, a właściwie cztery, rozegrały się w latach 1877-78, kiedy to na położonej 13 km wyżej przełęczy starły się wojska rosyjskie (i bułgarscy ochotnicy) z armią turecką. W krwawych bojach padło kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy zabitych, ale efektem całej wojny była wolna Bułgaria (choć przez jakiś czas formalnie jako księstwo wasalne w stosunku do sułtana).

W podziemiach cerkwi spoczywają tysiące zabitych w zbiorowych grobach - również z terenów ówczesnego Królestwa Polskiego.


Wokół samej przełęczy wybudowano pełno pomników poświęconych Rosjanom i Bułgarom (jest też jeden turecki, ale go nie znalazłem), są resztki umocnień i stare działa.





na ponad 1300 metrów wznosi się monumentalny Pomnik Wolności z 1934 roku - kamienna, 31,5 metrowa wieża przypomina o licznych ofiarach tutejszych bitew (oczywiście wciśnięto też tutaj "bohaterów" z innej armii - Czerwonej - ale to najlepiej pominąć milczeniem), a w środku kryje marmurowy sarkofag i dwóch śpiących żołnierzy.



Miejsca bitwy są widać popularne wśród rosyjskich wycieczek, bo na parkingu przy przełęczy stoi kilka rosyjskich autokarów, jednak mało kto wchodzi na górę (trzeba przebyć 900 schodów). My podjechaliśmy kawałek autem (czas nagli), ale focus prawie wyzionął ducha na jedynce Wink

Z góry widać też majaczący w tle spodek kosmiczny - powód, dla którego muszę kiedyś do Bułgarii wrócić Very Happy


Zjeżdżamy z przełęczy serpentynami w dół i zaglądamy jeszcze do Etyru, gdzie działa skansen - wioska z żywym muzeum. Ponieważ jest już po 18-tej, kasa nie działa, można wejść za darmo, ale wnętrza oczywiście są zamknięte.

Przyjemny spacer pomiędzy domkami w stylu odrodzeniowym.




Zbliża się wieczór, więc pora udać się do naszego miejsca noclegowe - ale jeszcze po drodze przy tankowaniu auta (udało mu się wyprzedzić gościa z obsługi - chyba pierwszy raz Very Happy) rozmawiam z facetem, którego rodzina mieszka w Ostrawie - ciekawe po której stronie? Wink

A przed nami już położone na wzgórzach Miasto Carów... Smile
Zobacz profil autora
Pudelek
Ogarniacz kuwety

Dołączył: 10 Lis 2006
Posty: 5794
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oberschlesien, Kreis Nikolei und Kreis Oppeln

Weliko Tyrnowo (jakoś nie podchodzi mi polska nazwa) - Miasto Carów, dawna stolica, symbol państwowości bułgarskiej.

Ośrodek z bogatą historią: Trakowie, potem Rzymianie, następnie Bizantyjczycy, którzy zbudowali tutaj silnie ufortyfikowaną osadę. Wyparli ich Protobułgarzy i włączyli do swojego Carstwa jako stolicę. Pod koniec XIV wieku weszli Turcy i pozostali na kilka wieków, choć regularnie wybuchały tutaj bunty, zawsze krwawo tłumione. Wreszcie w 1877 roku wyzwolone przy pomocy Rosjan - obradowało tutaj Zgromadzenie Narodowe, które uchwaliło konstytucję i powołało Aleksandra Battenberga na monarchę. Po upadku komunizmu w tym samym miejscu kolejne Zgromadzenie Narodowe uchwaliło współczesną, demokratyczną konstytucję.

Pełno tutaj zabytków z różnych epok, ale chyba najładniejsze są widoki - meandrująca rzeka Jantra wije się wokół miasta, które siłą rzeczy musiało rozbudować się na wzgórzach, ostro opadających w dół.




Panorama naprawdę cieszy oko - wszędzie formacje skalne niczym z amerykańskich parków narodowych.


Dominantą są dwa wzgórza - Trapezica i Carewec. Na tym pierwszym odkryto ślady bytności człowieka sprzed 3 tysięcy lat, ale obecnie pozostało tam niewiele - to ogromny rezerwat archeologiczny.


Centrum średniowiecznego państwa koncentrowało się na Carewcu - tu był pałac carski, tu budowali swoje domy bojarzy, powstało ponad 20 cerkwi, 4 monastyry... do dzisiaj można oglądać ślady 400 budynków, w większości zarys fundamentów, choć kilka częściowo odbudowano (głównie mury obronne).





Między ruinami smętne resztki cmentarza osmańskiego oraz bardziej współczesne zrujnowane budynki. Na szczycie Carewca stoi Cerkiew Patriarsza - współczesna, z lat 80. XX wieku, wybudowana w miejscu średniowiecznej. W środku freski przedstawiają częściowo roznegliżowaną Maryję - podobno pozowała do nich córka Żiżkowa. Niestety, zdjęcia ekstra płatne, więc niech się cmokają.


Między Carewcem a Trapezicą, nad rzeką, rozciąga się dawne pogrodzie, Asenowo, bardzo malownicze.


Stoi tutaj kilka średniowiecznych cerkwi, w których rozgrywały się historyczne wydarzenia - m.in. w Czterdziestu Męczennikach ogłoszono Battenberga księciem, a u Dymitra Sołuńskiego bojarzy zgadali się, aby wspólnie wystąpić przeciwko Bizancjum.




Nowa część miasta także cieszy oko - ulice wiją się, zbiegają w dół, domy stoją piętrowo nad kręcącą się Jantrą. Domy odrodzeniowe z XIX wieku częściowo odrestaurowane, a częściowo sypiące się.





Spaliśmy w sympatycznym hostelu, w wyremontowanym starym budynku, w ulicy, której daleko było do świetności. Obok stał ogromny, zamknięty budynek dawnej szkoły, pod hostelem mieszkała jakaś babcia, przez cały dzień siedząca sobie na ławeczce. A w hostelu dominowali klasyczni, współcześni "backpapersi" - najważniejszą rzeczą po zrzuceniu klamotów było dorwać się do komputera z netem (choć i tak większość miała ze sobą laptop) i wejść na wiadomą stronę, aby natychmiast zdać relację ze swoich podbojów. Ewentualnie długi raport na skype, chodząc po całej okolicy z laptopem, z mrożących krew w żyłach sytuacjach, np. rozmowie z lokalsem w pociągu Wink Już w Skopje obsługa dziwiła się, że nie mam przy sobie kompa ani nie chcę skorzystać z miejscowego - jak podróżować w takim razie? Tutaj patrzono wręcz jak na wariata, bo zamiast kręcić się koło stanowisk (limit był 20 minut, aby każdy mógł skorzystać) wolałem kursować na trasie lodówka z piwem-taras Very Happy

Minusem miasta są psy. Sporo ich, bezpańskich - chude, okaleczone, kulawe, przeganiane, potrącane, umierające... jak w Rumunii - widać je praktycznie wszędzie. Nie umiałem na to patrzeć, więc co chwilę, przechodząc koło sklepu, wpadałem i kupowałem po kiełbasie za jakieś śmieszne pieniądze - babka pewno uznała mnie za wariata Very Happy Jeden biały kot, koczujący koło schodów, widząc mnie z daleka, wrzeszczał z radości tak głośno, że obudziłby całą okolicę w nocy, po czym wręcz skakał do góry jak pies Very Happy



10 minut jazdy od Tyrnowa jest rezerwat archeologiczny Arbanasi. Miejscowy z hostelu nie umiał zrozumieć, dlaczego chcę tam jechać autobusem, a nie autem. Autobusem to wysiłek! Autem za to się nie napijesz... Ostatecznie zajrzałem tam już wyjeżdżając z miasta na Sofię.

Arbanasi w średniowieczu i później było osadą zamieszkałą przez greckojęzycznych uchodźców z terenów wcześniej podbijanych przez Turków - nie angażowali się w bułgarskie powstania, nie zależało im na odrębnej, bułgarskiej strukturze prawosławnej. Budowali proste cerkwie, bez kopuł i wież, podobne raczej do domów i stajni, aby nie prowokować Turków.



Ukryci za wysokimi murami słynęli z wyrobu skór i kożuchów, znanych w całej Europie. Dzisiaj w zabytkowych domach gości się turystów.



Gdyby komuś jeszcze było mało zabytków i widoków, to w okolicy jest kilkanaście średniowiecznych monastyrów.

Na koniec widok z Arbanasi na Weliko Tyrnowo.


Ogólnie na pewno tutaj zajrzeć, jeśli jesteśmy już w Bułgarii - zarówno miłości architektury, jak i krajobrazu. Całość zdjęć tutaj: [link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
Nad Morze Czarne i z powrotem - czyli powrót na Bałkany
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 2  

  
  
 Odpowiedz do tematu