Forum BESKIDZKIE FORUM Strona Główna


BESKIDZKIE FORUM
"Tak mnie ciągnie do gór..."
Odpowiedz do tematu
Jak nie dotarłem na Zlot czyli Beskid Żywiecki 20-22.04.2012
ecowarrior


Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 1461
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zdzieszowice

W terminie 21-22.04.2012r. miał się odbyć kolejny Zlot Beskidoczubów - sympatyków górskich wojaży, członków forum e-beskidy.com oraz zaprzyjaźnionych osób. Początkowo nie brałem pod uwagę swego uczestnictwa w tym doniosłym wydarzeniu (może to i dlatego Licho zwęszyło podatny grunt do swych przyszłych manewrów), lecz z czasem się przełamałem, dogadałem z paroma osobami, po raz kolejny strąciłem kurz z kapelusza, spakowałem dogorywający plecaka i ruszyłem do ... pracy ...

20.04.2012r.
Praca. Jak zwykle zupełny brak koncentracji, jakieś smsy od Pudla, że Licho kręci się po dworcach (potwierdzam, sprzedało mi niewłaściwy bilet) i dzwoniące co jakiś czas telefony interesantów - jak gdyby nie mogli tego dnia iść do wszystkich diabłów pozostawiając mnie w błogim rozmarzeniu zbliżającego się wypadu.
O 15 następuje tradycyjne przeobrażenie z pana Andrzeja w ecowarriora. Urzędowe wdzianko, zły humor i okulary odstawiam do szafki zastępując je sfatygowanymi spodniami, t-shirtem Bieszczad i pogodnym uśmiechem.
W Katowicach spotykam się z Grzesiem, pijamy po piwku, po czym kotwiczymy się w przedziale "bydlęcym" pociągu zmierzającego do Zwardonia. Pośród tytoniowego dymu, pieniącego się piwka i gwaru robotników wracających do swych domów, prowadzimy zażarte dyskusje nt prawdopodobieństwa powołań poszczególnych zawodników do kadry Biało - Czerwonych, akrobacji na łyżwach czy też planowanych wypraw na Podlasie i Ukrainę.
Nie wiedzieć kiedy a docieramy do Rajczy, gdzie oczekują nas uśmiechnięty mordy Turystykona i Pudelka. W miejscowej knajpie pijemy po piwku i kieliszeczku, by po niedługim czasie, pod przewodnictwem Radka, udać się na pobliższe wzniesienie. Tam też, obok zgliszczy bacówki w której bywają ponoć odprawiane satanistyczne rytuały, rozbijamy namiot. Niebawem płonie ognisko, skwarzą się zapiekaneczki a górami i dolinami niesie się radosny śpiew młodzieży świętującej kolejną „18” Pudelka Very Happy

21.04.2012r. czyli „to nie tak miało być”...
Poranek wita nas rewelacyjną pogodą. Wstajemy wcześnie. Niespiesznie pijemy piwko, rozlatujemy się z aparatami po łące, robiąc co rusz to dziwniejsze zdjęcia, po czym spokojnie spożywamy śniadanie i schodzimy do Rajczy. Zakładamy podjazd do Ujsoł i przekąszenie czegoś ciepłego w „Gawrze pod Muńcołem”. Wchodząc do knajpki wita mnie szeroko uśmiechnięta twarz Krzysia stojącego za ladą i spokojnie popijającego piwko Łukasza. Krzychu oznajmia, że przemknął mu za szybą jakby znajomy kapelusz i mimochodem wrócił wspomnieniami do zeszłorocznego listopada, gdy po raz pierwszy tutaj zajrzałem. Od razu skojarzył go z mą osobą, a wszelkie wątpliwości rozwiał zdecydowany krok autora relacji przekraczającego próg baru Smile

Nie mija parę chwila a wokół naszego stolika gromadzi się grupa górali wracająca z tartaku. Przy złocistym napoju i krążącej śliwowicy spożywamy strawę radośnie integrujemy się z miejscowymi. Słuchamy wywodów nt miejscowych imprez, zawodów w cięciu drewna, ciężkiej pracy w lesie i na tartaku.

Czas mija nieubłaganie, z ciężkim sercem zbieramy się do wyjścia, górale zapraszają na zbliżającą się regionalną imprezę a Krzychu prosi na zaplecze. Oznajmia, że już w listopadzie, wraz z małżonką, bardzo mnie polubili, że miło było znów pogadać, pośmiać się i, że zawsze jestem mile widziany. Po chwili wręcza mi solidne słoiki zagotowanej fasolki po bretońsku i gołąbków. Nie wiem co powiedzieć, wzbraniam się przed przyjęciem, lecz w końcu wszystko niknie w otchłani plecaka. Żegnamy się a w duchu sobie myślę:
- ale mnie zaskoczył, następnym razem ja coś przywiozę, również zaskoczę czymś miłym i niespodziewanym...
Podjeżdżamy do Złatnej. Patrzę na mapę i zastanawiam się ile nam zejdzie dojście do Słowianki. Z zadumy wyrywa mnie błogi, uspakajający, niczym nie przejmujący się głos Grzesia:
- A może po piwku przed spożywczakiem? Przed chwilą go widziałem. Rzecz jasna dobrych pomysłów nigdy za wiele! Na zapleczu sklepu niespieszczanie popijamy napój bogów, co rusz odganiając przebiegające kury. Każdemu z nas wyrywa się z ust legendarna fraza z CK Dezerterów: „to jest kura!” Very Happy
Piwko skończone, czas w drogę. Następuje rozdzielenie z Pudelkiem i obiecując sobie ponowne spotkanie na Słowiance każdy rusza w inną stroną. Pudel kieruje się ku celowi przez Halę Boraczą a Grześ i ja – żeby nie było tak prosto – niebieskim szlakiem ruszamy ku Hali Lipowskiej i Rysiance. Pech chce, że już na samym początku przegapiamy odbicie w prawo. Momentalnie przypominają mi się wczorajsze słowa Radka:
- uważajcie, tam chodzi mało ludzi a odbicie jest słabo widoczne.
Myślę sobie - cholera, chłopak miał rację!
Nie pozostaje nic innego aniżeli skok w bok przez dopływ Ujsółki i wyszukanie właściwej ścieżki. Tak też czynimy, no prawie. Skok w bok, w moim przypadku, kończy się skokiem całym obwodem buta, z obciążonym plecakiem, do strumyka. Nie miałem siły krzyczeć, wyrażać swego protestu. Z niemym wyrazem niedowierzania na twarzy spoglądałem na wpływającą do mych butów lodowatą wodę. Wpływała, wpływało, by po chwili już tylko spokojnie wypływać. Co za niefart. Gorzej być nie może - myślę sobie. Błąd! Może. Po przekroczeniu potoku, wzdłuż stromej skarpy, staramy się dojść właściwej ścieżki prowadzącej ku Lipowskiej. Ni stąd, ni zowąd zaczyna lać jak z cebra! Nagły atak ulewy generuje paniczne przegrzebywanie plecak w poszukiwaniu pałatki. Pocąc się co niemiara dochodzimy do niebieskiego szlaku. Przestaje padać. Siadamy na plecach, otwieramy po piwku i wyjmuje zaaplikowane przez Krzyśka gołąbki. Humory się poprawiają, świat wydaje się jakiś lepszy. Skręcamy tytoń, chwilę gwarzymy, po czym niespiesznie ruszamy przed siebie. W okolicach Bacmańskiej Góry zauważamy zmierzającą ku nam grupę turystów. Ku radości kolektywu okazuje się, że w jej skład wchodzi Wiolcia, Robert – Doczepka, kotOla i dakOta. Chwila spontanicznego rechotu, szybkiej wymiany znań, łyczku winka i, podobnie jak z Pudlem, obiecujemy sobie spotkanie na Słowiance. Odchodząc słyszę niosące się za plecami ostrzeżenie Roberta:
- Tam na górze jest śnieg.
- A niech sobie jest - myślę sobie - już setki kilometrów zrobiłem w śniegu.
Tego odcinka miałem jednak nie pokonać...
Prężnym krokiem przemierzamy jeszcze może z pół godziny, by zatrzymać się pośród uroczej buczyny mieniącej się dywanem śnieżnobiałych zawilców. Zrzucamy plecaki i hasamy z aparatami niczym młode łanie na wiosennym wybiegu. Komentuję wszystko przedwczesną sentencją:
- Grześ, lepszego szlaku nie mogliśmy sobie wybrać.
- Cóż powiedzieć, w tej sytuacji należy jedynie przyznać rację - ochoczo dodaje kamrat wspólnej wędrówki.
Nie mija 5 minut a zaczyna się śnieg. Gromadzi się go coraz więcej. Sam nie mogę uwierzyć w to co piszę, ale po godzinie wędrówki po tym białym, zapadającym się, słabo przetartym, gównie, opadamy z sił. Coraz częściej robimy przerwy, serca walą niemiłosiernie, a każda kolejna minuta wydłuża się w nieskończoność. Przechodzi ochota na wspólną imprezę, zimne piwo, a wspomnienie mego podziwu do zaplanowanej trasy powoduje jedynie niekontrolowane skurcze twarzy.
W schronisku na Hali Lipowskiej podejmujemy decyzję, że na Zlot nie dotrzemy. Chwilę odpoczniemy i przejdziemy się ku Rysiance, w której meldujemy się wraz z nadchodzącym zmrokiem.

Z ciężkim sercem zamawiamy herbatę i kawę, po czym udajemy się na spoczynek. Droga na 2 piętro była mą indywidualną kalwarią, złapałem podłamkę, że nie osiągnąłem celu, ale zadawałem sobie sprawę, że dalszy marsz byłby nierozważny, no i nie sprawiałby mi frajdy, a wszak nie po to wyjechałem w góry...

22.04.2012r.
Pobudka młodych bogów.
Dawno się tak nie wyspałem. Wstajemy ok. 08. Śniadanie, herbata, piwko i lądujemy na przedschroniskowej hali.

Poszukujemy pierwszych krokusów, podziwiamy szczyty Małej Fatry, Wielkiego Chocza i Tatr, po czym wraz z poznanymi wczorajszego wieczoru dziewczętami - Iwoną i Nelą - podążamy ku Hali Pawlusiej.

Dziewczyny zmierzają ku Romance a my odbijamy do Skałki, skąd autostopem docieramy do Węgierskiej Górki.
[link widoczny dla zalogowanych]
Zobacz profil autora
buba


Dołączył: 20 Kwi 2006
Posty: 3022
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: oława

Niezmiernie wspaniala ta knajpa w Ujsołach- musze ja kiedys odwiedzic! Widac ze i obsluga niezwykle sympatyczna i ciekawe lokalne osobistosci mozna tam spotkac!

Szkoda ze nie udalo sie wtedy spotkac na zlocie.. Ale napewno lepiej zrezygnowac niz narazic sie na niebezpieczenstwo czy chociaz brak przyjemnosci z trasy. Jakbyscie nawet dotarli na zlot a potem padli na pysk- to tez zaden plus by nie byl.. Jedno jest pewne ze takie sytuacje utwierdzaja mnie w przekonaniu ze nie warto robic rzeczy na styk i czasem lepiej zaplanowac krotsza trase by nie musiec sie spinac przy pogorszeniu warunkow i na spokojnie moc posiedziec przy ognisku czy pogadac z ludzmi

[link widoczny dla zalogowanych]

pewnie by mnie zaraz z tej knajpy wyrzucili gdys bym probowala przywdziac jakis mundur ze sciany!
Zobacz profil autora
Re: Jak nie dotarłem na Zlot czyli Beskid Żywiecki 20-22.04.
Wiolcia


Dołączył: 07 Lis 2010
Posty: 539
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

ecowarrior napisał:
okazuje się, że w jej skład wchodzi Wiolcia, Robert – Doczepka, kotOla i dakOta.

Jeszcze o Pieczarce zapomniałeś, a też miała swój udział w łyku winka Smile Widzę (a raczej czytam), że ten śnieg nieźle Wam dał popalić. Mam nadzieję, że na kolejny zlot dotrzecie już bez przeszkód Smile
Zobacz profil autora
Re: Jak nie dotarłem na Zlot czyli Beskid Żywiecki 20-22.04.
ecowarrior


Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 1461
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zdzieszowice

buba napisał:
Niezmiernie wspaniala ta knajpa w Ujsołach- musze ja kiedys odwiedzic! Widac ze i obsluga niezwykle sympatyczna i ciekawe lokalne osobistosci mozna tam spotkac!

Samą szlachtę Very Happy

buba napisał:
Szkoda ze nie udalo sie wtedy spotkac na zlocie.. Ale napewno lepiej zrezygnowac niz narazic sie na niebezpieczenstwo czy chociaz brak przyjemnosci z trasy.

Jeszcze nieraz to nadrobimy Smile

buba napisał:
https://picasaweb.google.com/109840515031750955424/BeskidZywiecki2022042012#5771797307200986210

pewnie by mnie zaraz z tej knajpy wyrzucili gdys bym probowala przywdziac jakis mundur ze sciany!


Mundur pół biedy, gorzej gdyby Ci się zachciało postrzelać
Wiolcia napisał:
ecowarrior napisał:
okazuje się, że w jej skład wchodzi Wiolcia, Robert – Doczepka, kotOla i dakOta.

Jeszcze o Pieczarce zapomniałeś, a też miała swój udział w łyku winka Smile

Jam niegodny! Tak zapomnieć. Kajam się i błagam o wybaczenie Embarassed

Wiolcia napisał:
Widzę (a raczej czytam), że ten śnieg nieźle Wam dał popalić.

Do teraz mnie bolą nogi!
Zobacz profil autora
901208


Dołączył: 02 Maj 2011
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zagłębie Dąbrowskie

[link widoczny dla zalogowanych]

Czy ta knajpka w Katowicach, to nie jest przypadkiem KULTOWA?
Zobacz profil autora
ecowarrior


Dołączył: 27 Sty 2007
Posty: 1461
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zdzieszowice

Zgadza się Very Happy
Zobacz profil autora
901208


Dołączył: 02 Maj 2011
Posty: 170
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zagłębie Dąbrowskie

Super klimatyczny lokal, mój kolega tam pracuje
Zobacz profil autora
Pudelek
Ogarniacz kuwety

Dołączył: 10 Lis 2006
Posty: 5794
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oberschlesien, Kreis Nikolei und Kreis Oppeln

jak dla mnie Kultowa jest za droga - początkowo była przystępna cenowo, a potem, po przyciągnięciu klienteli, nagle podnieśli ceny. Po takim postępowaniu nawet "klimat" nie jest w stanie mnie w takim lokalu zatrzymać...
Zobacz profil autora
Jak nie dotarłem na Zlot czyli Beskid Żywiecki 20-22.04.2012
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu