 |
 | Włóczęga po Pogórzu Kaczawskim czyli Zlot Sudecki |  |
Pudelek
Ogarniacz kuwety
Dołączył: 10 Lis 2006 |
Posty: 5794 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Oberschlesien, Kreis Nikolei und Kreis Oppeln |
|
 |
Wysłany: Pon 21:07, 07 Lut 2011 |
|
 |
|
 |
 |
Po raz pierwszy udało mi się zawitać na zlot sudecki, który odbył się w chatce Poganka w Grobli, na Pogórzu Kaczawskim.
nasza część wyprawy rozpoczęła się już w czwartek - Mikrut (pierwszy raz w Sudetach) dotarła do Opola, tam dosiedliśmy się do Eco i ruszyliśmy na Wrocław. Po godzinnej posiadówie w położonej niedaleko dworca menelni ledwo zdążyliśmy na osobowy do Legnicy. Około 19-tej zameldowaliśmy się w tamtejszym PTSMie - bardzo sympatycznym (nocleg po 17 zł) i położonym dość blisko centrum. Następnie wychodzimy na miasto porobić nocne zdjęcia i dołącza do nas kumpel Andrzeja. Idziemy do knajpki, przy piwkach mija miło czas, po czym wracamy do PTSMu. Po wybiciu północy nadchodzi czas świętowania kolejnej wiosny Mikruta (no, Andrzejowi nie udało się złożyć życzeń )
Na piątek rano Eco miał dość wariacki plan wczesnego wstawania, ale w końcu dochodzimy na dworzec około 10 (po drodze mijając sobowtóra jednego popularnego forumowicza ). I tutaj klops - pociąg, który według wcześniej sprawdzanego rozkładu, miał jechać za niedługo do Jawora, okazuje się jechać dopiero za 4 godziny. Trudno, idziemy na PKS. Odpoczywając w miejscowej spelunce (wzbudziliśmy zainteresowanie zarówno sprzedawczyni jak i jedynego klienta, który udzielił nam kilku cennych informacji odnośnie Grobli) czekamy na autobus, który... nie przyjeżdza. W informacji informują nas, że na pewno przyjedzie ten za godzinę. Wracamy do knajpy, potem na przystanek i kolejny PKS... nie dotarł. Jesteśmy coraz bardziej zdenerwowani, bo już mija południe, a dalej jesteśmy w Legnicy. Dopiero trzeci autobus dociera i mocno spóźnieni dojeżdzamy do Jaworu. Zwiedzamy Kościół Pokoju, robimy zakupy i kierujemy się asfaltem w kierunku Myśliborza. Zakładamy, że albo uda nam się złapać stopa albo od razu skręcimy na szlak na Bazaltową Górę. Szczęśliwie łapiemy stopa, który dowozi nas pod restaurację w Myśliborzu.
Posiliwszy się ruszamy w końcu na normalny szlak. Na Bazaltowej Górze jesteśmy jeszcze przy świetle dnia, ale z wieży widoków nie ma, bo sama wieża jest niższa od drzew. Kolejna wieża - na Radogoście - jest wyższa, ale docieramy tam już po zmroku, więc widzimy głównie oddalone światła. Przy okazji podziwiamy inwencję malarzy szlaków krajobrazowych/ścieżek dydaktycznych - szlaki są w trójkąciki, połówki koła i inne ciekawe wzory.
Zaczyna mocno wiać, więc stwierdziwszy, że licho nie śpi, ruszamy w kierunku Grobli (licho chyba rzeczywiście nie spało, bo pod wieżą po raz ostatni widzieliśmy zakrętkę w termosie Andrzeja). Szlak jest oblodzony i fatalnie oznakowany - połowę trasy idziemy na czuja, klnąc na wszystko dookoła. Wreszcie, po 19, docieramy do Grobli, gdzie na przystanku czeka już Franek z Redem. Miejscowa dziewczynka (i facet z knajpy w Legnicy) poinformował nas, że jest tutaj coś w rodzaju baru - i rzeczywiście! Okazuje się, że możemy się napić piwa w... recepcji Domu Weselnego Takiego miejsca na imprezę jeszcze nie widziałem
Wreszcie nadchodzi czas na wizytę u sołtysa i w końcu wchodzimy do chatki. Jest wieksza niż na zdjęciach i nieźle w niej piździ Powoli jednak rozpalamy kominek i rozgrzewamy się tym i owym, więc nie jest źle. W nocy dociera Baniak, a potem Seb z Bartkiem i Kofem, Świętym Psem Przewodnikiem Bushido. No i robimy bibę integracyjną - pojawiają się pierwsze problemy żołądkowe, zawiasy i powroty świadomości oraz wypadki
Rano grupa się powiększa i w południe, zostawiwszy w chatce Baniaka i Franka (którego potem porwało licho i zdecydował się wrócić do domu), wchodzimy na szlak w kierunku Muchowa. Samą trasę można by nazwać "drogą bez mostków" - kilkukrotnie musimy przekraczać rzeczkę lub strumyki, jednak nigdzie nie doświadczamy tego cudu techniki, jakim jest most. Przedzieramy się na powalonych pniach, a w pewnym momencie, podejrzewając że mogę zaliczyć upadek z drzewa, po prostu zdejmuję buty i na bosaka przechodzę przez rzekę, przy okazji rozwalając sobie nogi na lodzie
Na szlaku spotykamy Grafologa i przed 16-tą w końcu stoimy na wieży obok Muchowa (tam dołącza do nas pies-przybłęda, który ostatecznie zawędruje aż do Grobli). Jest mała, nic z niej nie widać (prócz drzew ), ale zawsze to coś nowego. Następnie, po krótkim odpoczynku, połączonym z konsumpcją swojskiego wina, maszerujemy do Lipy, modląc się, aby nie było tam lipy. Na szczęście w owej wiosce znajdujemy kilka działających sklepów i sympatyczną spelunkę, gdzie wzbudzamy małą sensację wśród miejscowych
Po 20 ruszamy w drogę powrotną do Grobli - na szczęście Michał, który w międzyczasie dotarł do chatki, ratuje nasze tyłki i na dwie tury zbiera nas z trasy (trzy osoby zdecydowały się jednak przejść ją całą z buta). Na chatce jest jeszcze więcej ludzi (i prąd! za który zapłacił Baniak, do którego przyszedł sołtys z wizytą ) i możemy przystąpić do właściwego spotkania. W planie było m.in. kolejne żegnanie Komandosa, rozmowy niskich lotów, niemoralne harce z psem-przybłędą i tym podobne
A w niedzielę, jak to w ostatnim dniu - pożegnania, uściski, część osób ewakuowała się autem, inni piechotą. W Bolkowie zdąży nam oczywiście uciec autobus na Wrocław (rozkład jazdy to pojęcie względne), ale ostatecznie jakoś się z Sudetów wydostajemy.
Galeria:
[link widoczny dla zalogowanych]
|
Ostatnio zmieniony przez Pudelek dnia Pon 23:51, 07 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
 |
|
 |
 | |  |
ecowarrior
Dołączył: 27 Sty 2007 |
Posty: 1461 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Zdzieszowice |
|
 |
Wysłany: Pon 22:19, 07 Lut 2011 |
|
 |
|
 |
 |
Pudel, podziwiam za tak szybkią fotorelacje!
Miło wrócić, choćby jedynie przez zdjęcia, do tak wybornie zainwestowanego czasu Było wszystko co konieczne: zabyteczki, wędrówka, sielanka, piwko, przygoda, wspólne spotkanie i ... pies pedał...
Pozostaje mi podziękować współtowarzyszom wędrówki i Zlotowiczom za wyśmienicie spędzony czas i do zobaczenie gdzieś i kiedyś...
|
Ostatnio zmieniony przez ecowarrior dnia Pon 22:20, 07 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
 |
 | |  |
 |
 | |  |
seb_135
Dołączył: 28 Wrz 2009 |
Posty: 29 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Opole |
|
 |
Wysłany: Wto 21:42, 08 Lut 2011 |
|
 |
|
 |
 |
to ja się podczepię tutaj, jako inny uczestnik rzeczonego zlotu
piątek 4 lutego 2011
Swój wyjazd na zlot poprzedzam, mam nadzieję zdanym, egzaminem z psychologii twórczości. Później pakowanie, pierogi na obiad w Kubusiu i spotkanie z Bartkiem na dworcu. Tam to nie wsiadamy w IR do Wrocławia, bo chwilę później ma jechać Regio 17:05 (ten sam, którym jechałem w Rudawy...). "Ding ding dong pociąg Regio spółki Przewozy Regionalne jest opóźniony około 5 minut. opóźnienie pociągu może ulec zmianie". Regułka ta powtarzana jest aż opóźnienie osiąga czterdzieści minut. Wnioskuję, że na trasie Racibórz - Opole pociąg ten się po prostu zepsuł, bo na peron podstawia się całkiem pusty. Wsiadamy, po drodze wypijamy po dwa piwa, w knajpie przy dworcu jeszcze jedno, co powoduje wzmożone oddawanie moczu, które przed długą jazdą PKSem jest raczej niewskazane. Wytrzymuję to tylko dzięki oddaniu się mantrze w postaci ułożenia jakichś trzydziestu pasjansów. Kilka miejsc za nami bez przerwy trajkocze jakiś cwaniak. Podróż jest ciężka.
Do Bolkowa zajeżdżamy przed 22., zjadamy kolację na ławce i ruszamy czerwonym w stronę Grobli. Przez pierwszy kilometr prowadzi nas bardzo pijany pan, opowiadający o Castle Party. Mówi, że przyjeżdża "w kurwę tysięcy ludzi". Na rogatkach Bolkowa żegnamy się z kompanem, jakiś czas idziemy asfaltem by później odbić czerwonym przez las. Oczywiście w gęstym lesie na szczycie wzniesienia gubimy szlak i starym wypróbowanym sposobem ("tam są jakieś światła, chodźmy tam") docieramy przez błotniste pole do Pogwizdowa. Po drodze jeszcze przewracam się w to błoto. Przez cały czas próbujemy się skontaktować ze stacjonującymi już w chatce Frankiem i Eco, ale gubimy zasięg, strasznie wieje, a poza tym zaczynamy podejrzewać, że już się chłopaki byli porobili. Ostatecznie do Grobli docieramy sami a ostatnie kilkaset metrów podwozi nas Baniak. Twierdzenie o porobieniu się okazuje się całkowicie słuszne, bo w chatce już prawie wszyscy słaniają się na nogach. Staramy się z Bartkiem podgonić, a później wdaję się długą i (bez)owocną dyskusję o różnych rzeczach z Pudelkiem, od tej pory zwanym już Ekscelencją. Około trzeciej idziemy spać.
sobota 5 lutego 2011
Poranne niemrawe podrygi prowadzą ostatecznie do wyruszenia zielonym szlakiem wzdłuż potoku, który wskutek roztopów stał się całkiem sporą rzeczką. Dołączają do nas Kurrant, Iza a później Remek. Szlak jest urozmaicony i trudny, zwłaszcza ze względu na konieczność kilkukrotnego pokonywania rzeczki w tę i z powrotem. Psa muszę przenosić albo przerzucać. W okolicach Muchowa, odłączamy się z Bartkiem i Remkiem od idącej na wieżę widokową grupy, by poszukać czegoś do jedzenia i sklepu. Znajdujemy sklep (zamknięty od 12. do 16.), ale nie jest on otwarty, natomiast z Muchowa wychodzimy już z dziwnym dosyć psem, który tropi Kofu przez następne kilkanaście kilometrów i ostatecznie dociera z nami do chatki, gdzie spędza noc na dworze, bo Kofu, jak już pisałem wcześniej, alergicznie reaguje na psy czyhające na jego analną cnotę.
Idąc z Muchowa w stronę Lipy napotykamy popasających we wiacie kompanów i wspólnie wypijamy opróżnione przez Remka wino. Szlak do Lipy to wyasfaltowana droga, więc jedynym urozmaiceniem jest straszliwie wyjący wiatr. Na miejscu zakupy i posiedzenie w knajpie przy dyskusji i Piaście z kija. Resztę drogi powrotnej pomaga nam pokonać Michał, podwożąc kawałek samochodem na dwa kursy. W chatce udajemy się wszyscy w odległe miejsca i doświadczamy owych dziwnych stanów świadomości, zarezerwowanych jedynie dla spożywających jednego wieczora bimber, Komandosa, wódkę i piwo. Jest więc międzygatunkowy seks między psem-przybłędą a nogą Andrzeja, jest pozbywanie się nadmiaru przez Stridera i Wojtka. Jest zasypiający i budzący się Konrad. Jest w końcu Remek, który coraz bardziej zbliża się do pozycji płodowej, śpiąc najpierw na rękach, później z głową na stole a później zawisając w impasie powodowanym przez dwie przeciwne, zawsze sprzeczne siły - ciągnącą ku uniesieniu potęgą ducha a bezlitosną grawitacją. Rejestruję kolejne utraty świadomości i powroty doń moich towarzyszy podróży, a gdy wszyscy definitywnie idą spać, wyrywam z letargu Remka, z którym malowniczo rzygamy przy wschodzącym powoli słońcu a później, gdy po wielkim wysiłku woli i ciała udaje nam się wejść na drzewo, dopijamy tam ostatnie piwo dyskutując nad Harmonią, Jednością oraz Porządkiem wszechświata. Towarzyszy na pies-przybłęda, Kofu pozostaje w Chacie. Nieco przed szóstą idę spać.
niedziela 6 lutego 2011
Takie wycieczki kosztują. W moim przypadku najstraszniejszą ceną jest potworny kapeć w pysku, którego do 16. nie da się żadnym sposobem pozbyć. Pakujemy się powoli, robimy ostatnie zbiorowe zdjęcie, zrzucamy na rachunek za Chatkę i ruszamy we czterech czerwonym w stronę Bolkowa. Idziemy przez lasy, pola, asfaltowe drogi by w okolicach Świn zrobić postój na śniadanie i dotrzeć do Bolkowa w sam raz by... zobaczyć biegnących na PKS Eco, Ekscelencję i Dominikę. Pakujemy się w niego również i żegnamy z Remkiem, który kieruje się na Jelenią Górę, rezygnując ze śmiałego planu pokonania trasy pieszo, bo ma najzwyczajniejszego w świecie kaca. W autobusie idę spać, bo inaczej bym zwymiotował a Bartek słucha kolejnych cwaniaków. Taki los. We Wrocławiu kierujemy się na obiad do Sfinksa w Arkadach a później w IR do Opola. Na miejscu zostawiamy bagaże i psa u mnie a później udaje nam się zdobyć bilety na koncert Comy, gdzie nawet nie mam siły poskakać. Po koncercie oczywiście afterparty, więc dziś czuję się wrakiem, ale już mi lepiej.
Dziękuję wszystkim za świetną zabawę i metafizyczne przeżycia. Do następnego!
zdjęcia:
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
 |
 | |  |
ecowarrior
Dołączył: 27 Sty 2007 |
Posty: 1461 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Zdzieszowice |
|
 |
Wysłany: Nie 2:03, 20 Lut 2011 |
|
 |
|
 |
 |
Tak więc po sporym czasie i ja pragnę dorzucić swoją fotorelację odświeżając wspomnienia minionego zlotu!
Tym samym pragnę podziękować współtowarzyszom wędrówki, przygód, zlotu za mile spędzony czas, nowo zawarte znajomości, odnowione stare i do zobaczenia gdzieś i kiedyś...
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Piotrek
Administrator
Dołączył: 21 Kwi 2006 |
Posty: 5888 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Żywiec/Sienna |
|
 |
Wysłany: Nie 8:22, 20 Lut 2011 |
|
 |
|
 |
 |
Interesujące są te wieże. Ktoś się nimi opiekuje- gmina, PTTK czy ktokolwiek?
|
|
Pudelek
Ogarniacz kuwety
Dołączył: 10 Lis 2006 |
Posty: 5794 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Oberschlesien, Kreis Nikolei und Kreis Oppeln |
|
 |
Wysłany: Nie 14:24, 20 Lut 2011 |
|
 |
|
 |
 |
PTTK raczej nie, bo nawet nie poprowadzili do żadnej z tych 3 wież swojego szlaku. Do wszystkich prowadzą ścieżki edukacyjne/krajoznawcze gminne. Ale czy ktoś się nimi w miarę rozsądnie opiekuje to nie wiem - wieże na Bazaltowej i koło Muchowa są w niezłym stanie, ta pierwsza była kilkanaście lat temu remontowana i prezentuje się "świeżo". W tej na Radogoście jest niezły rozpierdziel w środku, cieknie woda z góry itp.
|
|
Piotrek
Administrator
Dołączył: 21 Kwi 2006 |
Posty: 5888 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Żywiec/Sienna |
|
 |
Wysłany: Nie 22:16, 20 Lut 2011 |
|
 |
|
 |
 |
Ale skoro są tam ścieżki edukacyjne to oznacza, że gmina w jakimś stopniu traktuje je jako atrakcję miejscową dla turystów. Więc szansa jest, że jako tako o nie zadba.
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1
|
|
|
|  |