outsider
|
Świetne podpowiedzi właśnie o to mi chodziło, postaram się wykorzystać niektóre z nich ; ja nie chcę nic na siłę bo to raczej przynosi odwrotne skutki. Mały już teraz prawie nie zna innego sposoby podróżowania jak w siodełku roweru i po Jurze ale z małą było to samo, buntować zaczęła się od niedawna.
|
||||||||||||||
|
dakOta
|
Można jeszcze ustalić: mnie to sprawia przyjemność, Tobie co innego. Raz zrobimy to, co ja lubię, następnym razem to, co Ty lubisz. I przede wszystkim DOTRZYMAĆ słowa!!
Poza tym jeszcze - sam pisałeś, że jest to "nieciekawe i męczące". Więc tak ukazać/przedstawić/zorganizować, żeby przestało być nieciekawe i meczące. A podpowiedzi masz tu. |
||||||||||||||
|
Przemek
|
Oj tak. I wejście na Stefankę (Kozią Górę) z bielskich Błoni trwało z moim maluchem, wtedy 4 latkiem, ponad 2h. Raczej o to właśnie chodzi, pokazać dziecku piękno gór, a nie forsować go za bardzo. |
||||||||||||||||
|
Pudelek
Ogarniacz kuwety
|
bo chciała zobaczyć Staszka, ot, i cała tajemnica |
||||||||||||||||
|
dakOta
|
... i Pudelka, ale ten ostatni wolał jechać na narty na Słowację... Cud, że sie nie zraziła jednak... |
||||||||||||||||||
|
Pudelek
Ogarniacz kuwety
|
Pudelka zostawcie w spokoju
a kotOla pewno chciała zrobić Staszkowi jakąś fantazyjną fryzurę... na brodzie |
||||||||||||||
|
Pete
|
Tak czytam te posty i sobie myślę, że chyba jestem wyjątkiem od reguły, bo moje uwielbienie do gór wyszło ode mnie. Byłem wieku 7-8 lat z rodzicami w Tatrach. Było to dla mnie ciekawe, ale to jeszcze nie było to, a rodzice wcześniej sporadycznie chodzili po górach. A takie prawdziwe moje górołażenie zaczęło się w wieku 11 lat, gdy znalazłem na strychu książkę Moskały ze schroniskami w Beskidach i postanowiłem, że we wszystkich będę. No i się zaczęło... A teraz Pete nie wyobraża sobie życia bez gór.
|
||||||||||||||
|
andre
|
No chyba jednak to nie tak sporadycznie, ale jednak w górach bywali, ktoś coś powiedział, ktoś czasami gdzies pojechał, ktoś Ci coś pokazał. Mówisz znaleziona ksiązka na strychu, no tak, ale...., sama tam nie zawędrowała, ktoś kiedys kupił, ktoś przeczytał, kogoś interesowała. Więc chyba bakcyla załapałeś od rodziców, tak ja to widzę. A co do sporadyczności, no cóż dorosłe życie i inne obowiązki często wymuszają tą sporadyczność. Coś o tym wiem. |
||||||||||||||||
|
Pudelek
Ogarniacz kuwety
|
to ja muszę powiedzieć, że żadnego bakcyla od rodziców nie załapałem. owszem, z rodzicami jako dziecko byłem kilka razy w górach - Rycerka, Stożek, Wielka Racza, Przegibek... średnio raz na rok albo dwa lata. Oni też nie chodzili częściej i wcale mnie do tego nie zachęcali, nie pokazywali - ot, jak byliśmy np. na tydzień w Rycerce to wypadałoby pójść do schroniska, coby nie siedzieć cały dzeiń w domu. co więcej - jak sam zacząłem chodzić to wcale im się nie podobało, że zacząłem chodzić.
Po prostu w pewnym momencie stwierdziłem, że pochodziłbym bym sobie po górach. Najpierw jednodniowe wycieczki, potem od razu na tydzień. Tak więc w tym to jest przypadek praktycznie całkowitej autopromocji gór |
||||||||||||||
|
buba
|
a to nie ty na pierwsze zloty jezdziles z ojcem?? |
||||||||||||||||
|
darkheush
Stary zgred
|
Z mojego punktu widzenia (a właściwe wspominania) wygląda to tak - tradycje górołażenia sięgają w mojej rodzinie, aż po dziadków. Ale nie o tym mowa w tym wątku... Zaczęło się wszystko od krótkiej wycieczki w wieku 9-ciu lat z Rzyk Jagódek na Gancarz. Bez szlaku na dzień dobry . Jakoś tak się złożyło, że "pani" w podstawówce kilka dni wcześniej ostrzegała - "Dzieci, nie wolno w górach chodzić poza znakowanymi szlakami, bo się zgubicie"... Im wyżej mnie wujek (mój ówczesny górski guru) prowadził w las, tym bardziej moja mina markotniała.
- Wujek, my się pogubimy... - Spokojnie, obiecuję ci, że wyjdziemy wprost na krzyż na Gancarzu... Tak kombinował w terenie, że faktycznie, wyszliśmy wprost na krzyż Do dziś mi wypomina tą chwilę słabości. Potem, już z mamą i wujkiem, zacząłem odkrywać Beskid Mały (na początek). Ehhhh te noclegi na sianie, w stodole...Wreszcie, już za "dorosłości" przyszła fascynacja górami wyższymi. Żywiecki z Królową, Tatry. Teraz wróciłem do Beskidów. Jak syn marnotrawny Nie ma reguły. W mojej opinii, aby chodzić, trzeba mieć w sobie to "coś" |
||||||||||||||
|
Pete
|
Tak, bo w sumie od czasu, kiedy mnie się spodobały góry, to i mój tata złapał bakcyla. |
||||||||||||||||||
|
buba
|
ech..do teraz wspominam ta noc w szalasie gdzies nad korbielowem jak sie zgubilismy, zastala nas ciemnosc i nie moglismy wrocic na kwatere...mialam chyba z 4 lata.. niezapomniane.. ale jakos mimo ze zgubilismy sie na jednodniowej wycieczce- rodzice mieli i spiwory i zapas zarcia, i menazki... mam grube przypuszczenia ze to zgubienie bylo zaplanowane!! a rodzice nie chca sie przyznac!! |
||||||||||||||||
|
Piotrek
Administrator
|
|
||||||||||||||
|
Monia
|
Wydaje mi się, że tak naprawdę nie ma reguły, jeżeli chodzi o "wychowanie górskie".
Moi teściowie w czasach swojej młodości bardzo intensywnie chodzili po górach. Jak pojawiła się córka nie zrezygnowali z tego . W związku z powyższym do ok 10 roku życia miała ona obchodzony praktycznie cały Beskid Śląski i Żywiecki. Z synem było inaczej. Przeprowadzili się na niziny i mój mąż raczej sporadycznie wędrował . Zazwyczaj do kogoś na przyczepkę, jak już byli z siostrą na wakacjach u babci. W wieku nastoletnim ona praktycznie przestała chodzić po górach, a mój mąż odwrotnie zaczął intensywnie. W chwili obecnej. Szwagierka owszem bardzo lubi górski krajobraz i często bywa, ale nie chadza i nie zachęca do tego swoich dzieci. A mężowi zostało. Ja sama pojechałam w góry na "łażenie" po raz pierwszy w wieku 16 lat i też mi zostało. Jak się nam pojawiły dzieci też zaczęliśmy się zastanawiać jak pogodzić ten fakt z chodzeniem. Na początku, kiedy były bardzo małe, darowaliśmy im. Podrzucaliśmy dzieci na dzień i szliśmy sami. Potem zaczęły się krótkie wycieczki pt. "Patrz tu kamyczek a tu strumyczek" i te dla dorosłych są chyba najbardziej męczące. Nie można wymagać od malucha by się zachwycał górami, lasem, ciszą, itp. Trzeba się odnieść do jego perspektywy i możliwości postrzegania. No więc oglądaliśmy te żuczki i inny drobiazg leśny i czekaliśmy, aż podrosną. Potem zaczęliśmy planować wyjazd by mniej więcej codziennie lub co drugi dzień ruszyć dzieci. Planowaliśmy trasy tak by nie były zbyt męczące i następnego dnia nie było tekstu - NIE. Oczywiście najlepiej jak było jakieś schronisko po drodze. Przerwy najczęściej z czymś słodkim do jedzenia, a jak nogi odmówiły no to wiadomo trzeba brać na barana. No trzeba zauważyć co dzieciaka bardziej "bierze". Starsza nie jest zbyt wielką fanką podchodzenia, ale wrażliwa jest na otoczenie i pojęła, że na końcu czeka ją nagroda w postaci widoków i idzie mimo wszystko. Młodsza lubi rywalizować i tekst - wyprzedzimy tą grubą babę z przodu? - działają na nią pobudzająco Lubi też przechwalać się gdzie była, więc ma listę "zdobytych" szczytów i "urodzinową górę". Dakota ma rację pisząc też o towarzystwie. O wiele fajniej idzie się z rówieśnikami jest po prostu ciekawiej i z kim pogadać i ponarzekać na starych. W chwili obecnej dziewczyny mają 8 i 11 lat zrobienie dla nich 15 - 20 km jest możliwe, ale nie codziennie. Nie wiem, czy w przyszłości będą chodzić po górach, wiem, że na ten moment sprawia im to frajdę. |
||||||||||||||
|
Dzieci i góry |
|
||
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
phpBB Style created by phpBBStyles.com and distributed by Styles Database.
Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
phpBB Style created by phpBBStyles.com and distributed by Styles Database.