Antyklina
Dołączył: 25 Sie 2009 |
Posty: 139 |
Przeczytał: 0 tematów
|
Ostrzeżeń: 0/3
|
|
|
 |
Wysłany: Nie 19:25, 23 Cze 2013 |
|
 |
|
 |
 |
Zaatakował mnie niedźwiedź
To było na Słowacji w Górach Choczańskich 21 czerwca 2013 r. Podchodziłem z Doliny Kwaczańskiej przez Svorad na Łomy. Cały czas przez las pod górę, przy ogromnym upale. Trasa znakowana, ale bardzo słabo przedeptana, widać, ze rzadko uczęszczana. Nie spotkałem nikogo idącego z przeciwnej strony, nikt też za mną nie szedł z tyłu (na ogromnych łąkach Svoradu przed wejściem w las dostrzegłbym bez problemu turystów, gdyby szli moją trasą), Byłem już pod wierzchołkiem Łomów, gdzie szlak nieco zakręcał w prawo, a widoczność zasłaniał duży świerk rosnący tuz przy szlaku po prawej stronie. Po jego obejściu znalazłem się twarzą w twarz z niedźwiedziem. Stał na szlaku na tylnych łapach nasłuchując, zwrócony pyskiem w moją stronę. Musiał od dawna słyszeć, ze ktoś idzie, bo ja na jego miejscu na pewno słyszałbym turystę podchodzącego pod górę, bo chrzęściły mi przecież buty na kamieniach i korzeniach, nie mówiąc już o tym, że trochę dyszałem (dość strome podejście i upał). Był nie więcej niż 4 m ode mnie i był mojego wzrostu (gdy stał na łapach). Gdy mnie zobaczył warknął i ruszył na mnie. Łatwo teoretykom wypisywać, co należy robić przy tak bliskim spotkaniu z niedźwiedziem, ale chciałbym takiego teoretyka zobaczyć, gdy nagle i niepodziewanie znajdzie się oko w oko z niedźwiedziem. Nadmieniam, ze nie liczyłem się nawet teoretycznie z takim spotkaniem, bo przy tym szlaku nie było ostrzeżenia o niedźwiedzich, a chodzę już od tak dawna przy szlakach z takimi ostrzeżeniami i niedźwiedzia nie widziałem. Moje postępowanie to był po prostu odruch bezwarunkowy niezależny od mojej woli. W ułamku sekundy po warknięciu niedźwiedzia i jego ruchu w moją stronę rzuciłem się w konary świerka, z plecakiem i aparatem na szyi. Świerk miał od stron szlaku zielone gałęzie zwisające do samej ziemi, Gdy przebiłem się przez nie do pnia, niedźwiedź był już przy gałęziach, które zwarły się za mną. Gdyby zrobił to co ja i przebił się przez gałęzie byłbym bez szans. Od gałęzi do pnia były może dwa kroki i nie zdążyłbym się w tym czasie wspiąć na drzewo. Nie wiem, czemu tego nie zrobił; albo był to tylko udawany atak w celu odstraszenia mnie, albo się sfrajerował; nie przewidział, ze wejdę na drzewo i pomyślał, że zrobię to co sarna czy zając i po przebiciu się przez gałęzie pobiegnę w dół. W tym czasie gdy z sercem na ramieniu wspinałem się po gałęziach (na szczęście były od samej ziemi) obiegł świerka. Zobaczyliśmy się ponownie gdy był na stoku pod świerkiem. Od dolnej, północnej strony gałęzie świerka były bowiem suche. Zaczął podchodzić do pnia. Ja w tym czasie wspiąłem się zaledwie tyle, ze moje stopy był może jakiś 1 m nad ziemią. Przestraszyłem się, że przednimi pazurami rozerwie mi nogi i z całych sil krzyknąłem. To go przestraszyło. Odbiegł w górę i powyżej szlaku schował się za młodnikami. Ale nie odchodził. Nie widziałem go, ale słyszałem, jak tam fuczał. W tym czasie wspiąłem się na wysokość kilku metrów, znalazłem najlepsze miejsce między gałęziami i ułamałem suchego świerkowego patyka. Pomyślałem sobie, ze jak będzie wychodził do mnie na drzewo to tym patykiem będę kłuł go w pysk, oczy i nozdrza. To był jedyna moja, śmieszna broń. Na szczęście zrezygnował. W pewnym momencie zeszedł znów na szlak i spokojnie poszedł nim w górę. Teraz dopiero przyjrzałem mu się dokładniej. Nie był wielki; mógł ważyć jakieś 100-150 kilo. Ale i tak z gołymi rękami nie miałbym z nim żadnej szansy. Teraz dopiero zacząłem się bać, do tej pory nie miałem na to czasu. Co teraz zrobić ?. Oczywiście z dokończenia zaplanowej trasy i przejścia przez szczyt Łomów, a potem zejścia Liptowskiej Anny zrezygnowałem od razu, bo musiałbym szlakiem iść w tym kierunku co niedźwiedź. Ale czy on nie czeka na mnie, aż zejdę z drzewa ? Niestety nie mogłem o tym nic wiedzieć, bo po jakichś 20 m szlak i wszystko wyżej znów przesłaniały drzewa. Tak więc siedziałem na drzewie cicho, nasłuchując jakieś 20 min. Potem głośno zszedłem z drzewa stając na najniższej gałęzi i lekko stukając patykiem w pień czekałem. Gdy niedźwiedź się nie pojawił z wielkim strachem opuściłem świerka i najpierw cicho, a potem już biegiem zleciałem spod wierzchołka Łomów na łąki Svoradu.
|