Kilka wspomnień z górskiej wycieczki po Płaskowyżu Hardanger |
doskad
|
„...Żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi...” – kilka wspomnień z górskiej wycieczki po Płaskowyżu Hardangervidda ...
I kto powiedział, że w Norwegii jest zimo. Dopiero ósma, a upał już jest niemiłosierny. Pada więc komenda, że idziemy później. Później? Czyli kiedy? Jak lampa rozbłyśnie całą swą mocą? No nic. Siedzimy, leżymy, gaworzymy i ogólnie jest lajcik. Lampa się rozkręca, ale na szczęście są jeszcze kochane brzózki. Koło dwunastej słoneczny potwór zenituje i na nic miły szum drzewek oraz parasol z listków. Manewruję karimatą i bawię się z ognistą kulą w chowanego. Ale i tak lampa ma nade mną kontrolę i w złości mam ochotę jej pokazać gest Kozakiewicza. Robi się nieznośnie, leżenie nie wchodzi w grę, więc wsiadamy do samochodu i podjeżdżamy w okolice jeziora Bitdalsvatnet. Szybko wyskakujemy, wrzucamy plecaki na grzbiet i ruszamy do przodu. W założeniu trasa ma być bezszlakowa (ha, jakby to było coś nowego!) i zaczynamy od ostrego podejścia. Żar z nieba + podejście to dla mnie niezbyt dobra kombinacja, wiec zieję, sapię i pocę się okrutnie. No i jeszcze jakby tego było mało, droga wiedzie przez mocno zakrzaczony teren. Jest to okrutną karą dla mojego popalonego ciała (jeszcze z poprzedniej wycieczki), bo czuję każdą gałązkę, której nawet delikatne muśnięcie boli jak cholera! Oczywiście już mi się chce pić i od ręki wypijam praktycznie cały zapas napojów. Znowu wbijam się w busz i klnę wszystkich świętych, całym arsenałem słów jakie posiadam w głowie! Nienawidzę buszu! Uff, po 40 minutach walki z przyrodą i moim morale, docieramy do ścieżynki, wydeptanej przez owce. Oj, jak pięknie... Teraz wędrówka to już wczasy. Zero małpiego gaju, niewielkie przewyższenia, no i na horyzoncie delikatne chmurki, które trochę ograniczają temperament ognistej kuli. Ale i tak jest gorąco! Na szczęście co chwila mijamy jakiś potok, więc nie ma problemu z uzupełnianiem elektrolitów. Rzucam okiem na otoczenie. I jest wspaniale. Góry... hym ... słowo piękne nie oddaje tego co widzę. To bajka, raj. Praktycznie nie znam gór w wersji zimowej, wiec oglądanie wzniesień pokrytych jęzorami śniegu, na dodatek w letniej scenerii jest przeżyciem wręcz orgazmicznym. A im bardziej zapuszczamy się w góry, tym tych jęzorów jest więcej i więcej. Można oszaleć z nadmiaru wrażeń. Między górami ukryte są jeziora, które częściowo są zamarznięte. Cudowny kontrast: żar lata i biel zimy. Bawi mnie oglądanie odrywających się i dryfujących po wodzie fragmentów kry. Przychodzi mi do głowy skojarzenie, że te kawałki lodu to niesforne dzieci, które urywają się spod opieki matki kwoki. Rozśmiesza mnie to porównanie i naprawdę czuję się cudownie. Odpoczywam! Chmury coraz bardziej nachodzą na niebo i słonce ma coraz mniej do powiedzenia. Zimowy krajobraz w takiej konfiguracji robi się coraz bardziej posępny i groźny. Przyznam się, że chwilami robi mi się nawet nieswojo. Drepczemy. Po jakimś czasie docieramy do dwóch chatek rybaków lub pasterzy. Jedna wielka głusza i dwie chatki! Ot, po prostu Norwegia. Z zaciekawieniem zaglądamy przez okno, a nawet wchodzimy do jednej, bo akurat jest otwarta. W środku silnik do łodzi, paliwo i inne strasznie ważne przedmioty. Aha no i na jednym domku zamontowano baterię słoneczną (sic!). Jakby ktoś zapomniał jesteśmy w środku dziczy, którą odwiedza może z dziesięcioro ludzi w ciągu roku. Obok chatek stoją gustowne ławeczki, na których przysiadamy i odpoczywamy. Komendant jak zwykle daje ciekawy wykład i natychmiast cała glacjologia i geomorfologia staje się jasna i oczywista. Siedzimy w kupie, chichoczemy, opowiadamy głupoty, a ja tak bardzo cieszę się tą ogarniającą nas ciszą. Powolutku odpływam i zapadam się w sobie. Lubię te stany. Zero ludzi... To cudowne, ale i straszne zarazem. Jak to dobrze, że siedzimy sobie tutaj razem we czwórkę. Słyszę szczebiot współtowarzyszy i dochodzę do wniosku, że głos człowieka w umiarkowanych ilościach jednak uspokaja. Sama bym tu zwariowała. Na bank! Bałabym się okrutnie. Niedźwiedzia, złych ludzi, samotności? Nie wiem. Aż wzdrygam się na tą myśl. Jestem już trochę zmęczona i falujące głosy na pewno ukołysałyby mnie do snu. Teraz bez słońca, góry wydają mi się takie groźne! Nie wiem czy piękne. Groźne! Ten śnieg dodaje im majestatu, powagi i dystansu. Trochę mnie przerażają, ale i wzbudzają zainteresowanie. Dobrze, że tu jestem. Razem z nimi! Z Alutką, Ewcią i Grzegorzem. Pada hasło - idziemy dalej! Teraz trasa wiedzie przez śnieg. To mój debiut, ale przyjemnie się idzie. Kijki amortyzują wszelkie poślizgi, wiec czuję się coraz pewniej. Myślałam, że pokonywanie śniegu jest większą trudnością i już powoli go lekceważę. O co tyle hałasu? Jednak natura, szybciutko daje mi prztyczka w nos i pokazuje kto tu rządzi. W pewnej chwili na płacie śniegu, który dopiero co przekroczyliśmy, zauważam wklęśnięcie. To załamany most śnieżny, który powstał nad płynącym potokiem. Rany boskie, to ja idę w powietrzu? W POWIETRZU? O cholera! Natychmiast przypominają mi się lekcje fizyki i historia o jabłku Newtona. Cholerna grawitacjaTeraz moją głowę zajmuje myśl, a co jeżeli za chwilę nastąpię na śnieg, a on się pode mną zarwie? Kombinuję jak tu się nie dać się zwariować, ale nie ma co ukrywać, zostałam sprowadzona do parteru i oddaję hołd wiernopoddańczy Matce Naturze. Już nie będę jej podskakiwać i dosłownie i w przenośni! Drepczemy dalej. Główny cel naszej wycieczki -Flisegi już niedaleko. Zaniepokojona dziurami w śniegu, które mogą nagle się pojawić, praktycznie nie rozglądam się na boki. I nagle obracam się, a to co widzę, zapiera mi dech w piersiach. Pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi mi do głowy to Kanion Kolorado. Tak, to nie Norwegia, tam gdzieś w dali jak z pocztówki majaczy się płaskowyż Kolorado. Widoczność nie jest najlepsza, ale to nic. Oglądam czapy gór z ostro podciętymi zboczami i dochodzę do wniosku, że to na co patrzę jest niesamowite, wspaniałe, wielkie... Jest w tym widoku coś tajemniczego.... Na dzisiaj to nie koniec emocji. Jest już późno, około 22, ale tego nie czuć, bo w Norwegi dzień miesza się z nocą, a noc z dniem. Chociaż czy tu w ogóle jest noc? Drepczemy... I znowu czeka mnie niespodzianka i kolejne wrażenia. Natrafiamy na rzekę, która powstała ze stopionego lodu i szumi sobie radośnie. O temperaturze wody nawet nie chcę myśleć. Szukamy przyzwoitego miejsca, które nadaje się do pokonania żywiołu, a ja coraz bardziej się denerwuję, bo nurt jest dość ostry, a odległości miedzy kamieniami spore. Co będzie jak się poślizgnę i wpadnę? Grzegorz i Alutka sprawnie kicają i już są na drugim brzegu. A ja? Znowu będzie kompromitacja...? Oj, Ewcia też ma dylemat... Nie pozostaje nam nic innego, jak ściągnąć buty i wsadzić nogi do lodówki. To istny cyrk! Kamienie w rzece są koszmarnie śliskie, a temperatura wody? Chwieję się na wszystkie strony, podpieram kijkami, zanurzam ze wstrętem stopy, żeby jeszcze szybciej wyrwać je z paszczy lodowego potwora. O matko! Gdzie ten drugi brzeg? Żeby tylko nie runąć!!! Krioterapia!!! Ale już, po bólu. Jestem na drugim brzegu. Cała i sucha! Śmieję się i raduję. To w sumie fajny masaż dla stóp i zabawne przeżycie. Do końca wycieczki jeszcze jakieś półtorej godziny. Ale już bez przygód. Spokojnie i bezpiecznie. Dobijamy do samochodu i jedziemy na nocleg. Po drodze mała kąpiel w jeziorku i buch do namiotu. Wbijam się w śpiwór i tak mi fruwa po głowie, motto kogoś bliskiego „Nie żyjemy, aby kochać, kochamy, aby żyć!”. Zasypiam... A tu kilka fotek spiritus movens tej wspaniałej wycieczki – grześkaodm [link widoczny dla zalogowanych] Drepczemy, śmiejemy się i cieszymy Przyrodą. [link widoczny dla zalogowanych] Robi się trochę surowo, groźnie... ale dusza i tak frunie do przodu. [link widoczny dla zalogowanych] Te kilka chwil na ławeczce wspominam najcieplej [link widoczny dla zalogowanych] Kontrast zimy i lata... [link widoczny dla zalogowanych] Spokojnie, to tylko grawitacja - dyskusje z Newtonem! [link widoczny dla zalogowanych] Mój Kanion... [link widoczny dla zalogowanych] "Bo w życiu piękne są tylko chwile..." [link widoczny dla zalogowanych] Po prostu chce się żyć! [link widoczny dla zalogowanych] Pokonanie tej rzeki to dla mnie prawdziwe wyzwanie. |
||||||||||||||
Ostatnio zmieniony przez doskad dnia Czw 23:55, 29 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz |
katmandu
|
Ach tak...
Przepięknie to napisałaś, w sposób niezwykle emocjonalny! To wspaniałe uczucie wiedzieć, że ktoś patrzy na świat przez te same okulary... Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie, Dorotko i do zobaczenia. p.s. Może napiszesz coś jeszcze o Fogaraszach? Muszę powiedzieć, że nie wiem czemu, ale stanowią one dla mnie jakiś magnes, czuję, że coś mnie niesłychanie tam ciągnie i kiedy wreszcie tam pojadę, osiągnę jakieś katharsis. Jestem pewna, że relacja osoby tak podobnie odbierającej i wyrażającej emocje, będzie dla mnie bardzo głęboko odczuwalna. |
||||||||||||||
Ostatnio zmieniony przez katmandu dnia Pon 0:36, 02 Lis 2009, w całości zmieniany 2 razy |
buba
|
ta chatka nad jeziorem to normalnie cos cudownego!!
|
||||||||||||||
|
Spoko
|
Bardzo ciekawa morfologia terenu i to zderzenie zimy i lata niezwykle efektowne . No i można się naoglądać wokoło jako jako że widoków nie przesłaniają drzewa.
Bardzo ciekawa relacja . z przyjemnoscią przeczytałem . Zawsze mnie intrygowało wnętrze Norwegii i Szwecji . Zastanawiam się czy ten śnieg był zmarznięty twardy ,czy też mokry roztopiony |
||||||||||||||
|
doskad
|
Katmandu, wspomnienia z Rumunii oczywiście mam. Ale ich adresatem jest konkretna osoba, więc nie nadają się do ogólnego czytania. To raz... Dwa, wkleiłam swoją słowną fotkę z Norwegii w ramach eksperymentu, bo raczej rzadko dzielę się swoimi przeżyciami, fascynacjami, obawami, tęsknotami... Jak dla mnie to za bardzo ekshibicjonistyczne. Ale uwielbiam wsłuchiwać się w emocje i wibracje innych. Tak, wiem... to jawne złodziejstwo i brak konsekwencji... ale co tam za coś trzeba trafić do piekła... No i zwyczajnie fascynuje mnie podglądanie jak inni używają ciekawych sformułowań, kreślą zdania, dobierają literki i składają je w tak piękny i wyjątkowy przekaz... Czasami to aż zazdrość ogarnia... Słowo jest jednak ponad obrazem...
Rumuńskie góry rzeczywiście są piękne i urokliwe, ale nie mi tu wyrokować, bo zwyczajnie za mało w życiu widziałam, żeby być jakimkolwiek dyskutantem. No i nie wiem co Cię „unosi”. Każdy ma jednak inne potrzeby, estetykę i inną wrażliwość. To niewiarygodne jak jedna rzecz, obraz czy doświadczenie może być odbierane na różne sposoby. Każdego zdumiewa i zachwyca co innego... Czy to nie wspaniałe... patrzeć się na jeden obraz i widzieć/czuć co innego... (a przecież mianownik jest taki sam)... Buba, ta chatka to normalnie poezja, torcik z wisienką, wygrana na loterii... Hym, ciekawe jak tam teraz jest...? Pewnie zima na całego... Rozmarzyłam się... Spoko, ten śnieg był taki jak wiosną, taki mokry. Ale były też momenty, że był zwyczajnie twardy, zmarznięty... |
||||||||||||||
Ostatnio zmieniony przez doskad dnia Wto 22:30, 03 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz |
buba
|
cos w tym jest...slyszalam kiedys powiedzenie ze nie wazne jak gdzies bylo, tylko wazne co zostalo we wspomnieniach i jak sie o tym opowiada... szkoda ze nie piszesz dluzszych relacji.. bo po tych krotkich kawalkach mam wrazenie ze bylyby niesamowite |
||||||||||||||||
|
Kilka wspomnień z górskiej wycieczki po Płaskowyżu Hardanger |
|
||
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
phpBB Style created by phpBBStyles.com and distributed by Styles Database.
Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
phpBB Style created by phpBBStyles.com and distributed by Styles Database.